Marthe:
Zadzwonił do mnie po trzech tygodniach.
Powiem szczerze, że od podarowania mi kuli poczułam się lżej? Jakby…
- Przebaczyłaś mu winy?
- Co to to nie!
-
Czemu byłaś taka zablokowana? Facet chciał dobrze, a Ty…
-
Zamkniesz się w końcu?! – krzyczę. .
-
Mów – odpowiada cierpko.
Nie
przebaczyłam. Ale zaczęłam dostrzegać, że ma też jakieś dobre cechy. Że je w
ogóle posiada. Zjawił się w moim domu,
gdy jeszcze byłam na zajęciach. Mama przywitała go herbatką i gawędzili sobie w
najlepsze...
- Chciałbym zobaczyć Twoją
minę! – wybucha niepohamowanym śmiechem.
- Skończ…
- Tande? – zapiszczałam z wrażenia na jego
widok. Ale to nie był pisk chorej psychicznie fanki. Ten wstał i uśmiechnięty podszedł do mnie z jakimś małym prezencikiem. –
Co tym razem znowu? Perły czy pierścionek od Tiffany’ego? A może trucizna?
- Miła jak zwykle – ignorował
mój ton. – Może pójdziemy porozmawiać do Ciebie? – uśmiechał się przebiegle.
- Zapraszam – rzuciłam i poszłam
przodem.
W
moim pokoju standardowo panował bałagan. Książki, ubrania, talerze.. Wszedł i
rozejrzał się po nim. Ja próbowałam gorączkowo posprzątać ten bajzel mniej
więcej.
– Ładna bielizna – przed moimi
oczyma pokazały się moje fioletowe majtki, którymi machał bez problemu przed
oczami. Od razu poczerwieniałam i oblałam się wstydem.
- Przestań! – wyrwałam mu je i
wcisnęłam do szuflady.
- Dzisiaj idziemy na imprezę –
rzucił, rozkładając się na moim łóżku.
- Czy ja się tarzam po Twoim? –
patrzę na niego wściekle.
- Marthe, Marthe, Marthe…
Myślałem, że trochę Ci przeszło…
- Po co ciągniemy tą błazenadę?
– usiadłam na skraju łóżka załamana.
- Po to, że teraz na pewno
trafiłem.
- Dokąd? - wzdycham głośno.
- Najpierw do klubu, a potem do
mnie.
- Zgoda – co mi szkodziło
ostatni raz?
Wieczorem
przyjechaliśmy do jednego z najbardziej znanych klubów w Oslo. Ja nazwy nie
pamiętam. Wiem, że było duszno i tłoczno. I niedobrze mi było.
- Tam jest nasz stolik – wskazał
na lożę na piętrze. – Zaraz przyjdę z drinkiem – wyszeptał do mojego ucha i
zniknął...
- Wyszeptał…
- Znowu się wpieprzasz? Zgubię wątek.
- Nie zgubisz kochana. Doskonale to pamiętasz. I pamiętasz jak się
poczułaś. I było Ci dobrze.
- Zaraz powiesz, że od krótkiego szeptu dostałam orgazmu na środku
parkietu…
- Nie. Chciałem spytać, jak zareagowałaś.
- Srak…
Weszłam
tam i zobaczyłam kilka osób.
- Cześć! Ty pewnie jesteś Marthe!
– powitał mnie roześmiany blondyn. – David – wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Miło mi – odpowiedziałam, choć
czułam się beznadziejnie.
W
środku było około dziesięciu osób. Pięć kolesi, których nie kojarzyłam. Wszyscy
przystojni i pewni siebie. David też. A obok nich, na skórzanej kanapie,
siedziało pięć blondynek. Skąpo ubranych, więc nie dziwiło mnie, że wokół nich
kręcili się faceci. Na mnie patrzyły jak na intruza. Albo zakonnice. Fioletowa
workowata sukienka za kolano i długie kozaczki. Bez odkrytego dekoltu. I
rozpuszczone włosy, swobodnie opadające na ramiona.
- Poznaliście już Marthe –
Daniel zjawił się z dwoma drinkami i jednego mi podał. – Niedługo zjawią się
jeszcze moi kumple.
- Jeszcze? – pisnęłam. Wszystkie
dziewczyny spojrzały na mnie jak na kosmitkę.
- Usiądźmy – Daniel uśmiechnął
się sztucznie i pchnął mnie na wolne miejsce na kanapie. – Co ty wyprawiasz?! –
powiedział mi na ucho. – Spokojnie, zaraz poznasz mojego kandydata.
- Daniel, ja nie chcę tutaj być…
– upiłam duży łyk drinka i spojrzałam na niego.
- Wtedy pierwszy raz poczułaś coś więcej? – wytrzeszczam oczy.
- Nie! – będę się wypierać.
- A ja wiem co innego – spogląda w stronę dobrze wyposażonego barku.
Kusi mnie czy co?!
- Dasz mi skończyć?
Jego
wzrok świdrował mnie na wylot. Zobaczył przerażenie w moich oczach. Chyba on
jedyny, z wszystkich ludzi jakich znałam, widział we mnie mnie. No może jeszcze
Ingrid. Zaufałam mu wtedy…
- Nie będziemy tutaj długo,
obiecuję. Jeśli nikt tutaj nie zrobił na Tobie wrażenia, to dalej pobawimy się
u mnie.
- Sami?
- Nie. Moi kumple z kadry pójdą
z nami.
- Są tutaj? – nie znałam ich. No
bo skąd?
- Zaraz będą – w tym momencie
zrobił się szum.
- Tande! – krzyknął jeden z nich
i wyciągnął ręce jak do wielkiego uścisku.
Wszyscy
uśmiechnięci, zadowoleni… A jak te piąte koło u wozu.
- Nie chce się wtrącać…
- Och, doprawdy? Coś niespotykanego u Ciebie… - prycham. Nie jestem na
niego zła. To już się stało normalne.
- Problem zawsze leżał w Twojej głowie.
- Powiedz coś czego nie wiem.
Siedziałam
z otwartą buzią i patrzyłam się na nich. Witali się, ściskali, nawet chyba
całowali pijani. Poczułam, że muszę wyjść siku. Kiwnęłam Danielowi, że schodzę
do toalety. Uśmiechnął się i wrócił do rozmowy z kolegami.
W
toalecie była kolejka…
- Rozumiem, że nie będziesz mi opowiadać, o tym jak oddałaś mocz,
tylko coś się wydarzyło... – krztuszę się wodą.
- Nie no, chciałam właśnie poopowiadać o pierdołach… - wywracam
oczami. Coraz bardziej czuję, że nie powinnam tu być.
- Nie myśl o tym nawet! – krzyczy. Pierwszy raz na mnie krzyczy.
- O czym? – udaję głupią, ale wiem, że on wie.
- Nie pojedziesz do domu pić. Pamiętasz co tu robisz?
- Niestety...
Nie zdążyłam wyjść z toalety, gdy z powrotem wpakował
się do niej David. Zaczął mnie zachłannie całować. Chwilę zajęło mi ogarnięcie
w sytuacji i potem oddałam pocałunek. Dawno nie czułam tak narastającego
pożądania. Pozwalałam mu na błądzenie ustami od moich, aż do szyi. Do czasu.
Poczułam, że zaczyna wkładać mi rękę pod sukienkę. Przycięłam się. Zesztywniały
mi wszystkie mięśnie i odepchnęłam go od siebie nieudolnie. Zatoczył się, a ja
w tym czasie zdążyłam uciec. Wbiegłam na górę i weszłam do środka. Oparłam się
o ścianę i dyszałam.
Gdy
się uspokoiłam, zobaczyłam, że wszyscy się na mnie gapią. Panowała cisza.
Zupełnie jakbym z księżyca spadła. Daniel przeprosił kolegów i podszedł do
mnie.
- Wszystko ok? – chwycił moje
ramie i spojrzał skołowany.
- Przepraszam, że robię Ci
wstyd, ale chcę stąd iść.
- Co się stało?
- Nieważne… - nie chciałam mówić
przy wszystkich. Chyba po to chodzi się do klubów, żeby zostać poderwaną.
- Niekoniecznie. Gwałt to nie jest podryw.
- Wtedy byłam niedoświadczona. Jakbym nagle wyszła pierwszy raz z
domu. Ilość doznań, ludzi, wszystkiego…
- Co było dalej?
Siedzieliśmy
w jego samochodzie. Daniel zamówił drinka bezalkoholowego, dlatego prowadził.
- Coś podobnego…
Bezalkoholowy i Tande – Tom prychnął pod nosem.
- Słucham? – zdziwiło mnie to. – Znasz go?
- Nie – powiedział twardo. – Ale słyszałem co nieco. Koleś jest znany…
- No tak… - przecież to normalne, że ludzie go znają. Nie jest
świętoszkiem. Bulwarówki rozpisują się o nim co jakiś czas. Lub jak kto woli o
jego podbojach.
- A teraz powiesz mi co się
stało? – powiedział po długiej chwili okropnej ciszy.
- Nieważne – nie chciałam mówić.
- Chłopaków tu nie ma…
- David – tyle wystarczyło.
Głośno wypuścił powietrze.
- Dobierał się do Ciebie? –
warknął.
- Nie chciałam. Ja…
- Spokojnie. Obiję mu ryj
później. Nie powinienem Cię z nim zostawiać. To erotoman i dziwkarz.
- Daniel! – jakoś musiałam
wypuścić z siebie te emocje.
- A co? O mało Cię nie… - nie
wiem czemu zamilkł. Zatrzymał się na światłach i spojrzał na mnie. Ale to nie
było to spojrzenie, którego pragnęłam. To było…
- Wściekłość?
- Gorzej. Kurwiki tańczyły mu w oczach. On…
- Wystraszył Cię?
- Nie. Zaimponował mi…
- Nic mi nie jest. Ale na drugi
raz nie umawiaj mnie z takimi typami.
- Na drugi raz? To znaczy, że
kontynuujemy zabawę? – jakiś nieznany błysk zagościł w jego oczach.
- Ciebie to bawi? Bo mnie
niespecjalnie… - odwróciłam się w drugą stronę. – Zielone – ponagliłam go.
Skierował wzrok na drogę i ruszył.
- Nie umawiałem Cię z nim.
Chciałem Cię zapoznać z moim kolegą z kadry. Ale nie przyszedł do klubu.
- Widocznie nie śpieszno mu do
poznania wieloryba…
- Ty jak coś powiesz! Marthe,
przestań tak mówić! Jesteś ładną, mądrą dziewczyną… - wytrzeszczyłam oczy.
- Kłamca. Perfidny w dodatku.
- Nie kłamię! – kolejna kłótnia
między nami.
- Przestań! – w moich oczach
pojawiły mi się łzy. Nie chciałam litości. Oszukiwania…
- Może on mówił prawdę?
- On? Cham, który obracał się w towarzystwie tylko szczupłych
blondynek? Nigdy nie słuchaj frajera, który grał Ci na nosie całą podstawówkę.
On nie ma prawa mieć racji.
- Może w Tobie dostrzegł coś więcej?
- Nie! Nie poruszajmy się w tych rejonach! – krzyczę.
- Czyli dalej dowiem się czegoś więcej – zaciera ręce. Trudno. I tak
musiałabym kiedyś zabrnąć w rejony swojej pamięci, w których nie poruszałam się
od 4 lat.
Nie
odzywaliśmy się już więcej podczas podróży. Zajechaliśmy pod jego blok. To było
coś. Nigdy nie byłam w tej dzielnicy Oslo. Piękne, nowoczesne budownictwo.
- Wiedziałam, że jesteś bogaty,
ale że aż tak?
- Rodzice kupili mi mieszkanie.
Moim psim obowiązkiem jest tylko zarabiać na rachunki… - wytłumaczył się. Nadal
bił od niego chłód. Wyminął mnie i szedł w stronę wejścia.
- Nie rób tak – powiedziałam
cicho. Odwrócił się i spojrzał na mnie dziwnie. Podszedł do mnie i stanął tuż
przed moim tłustym ciałem.
- Obiecaj mi, że przestaniesz
myśleć o sobie w ten sposób… - zabrakło mi wtedy oddechu. Spojrzałam na jego
pełne usta i zrobiło mi się gorąco. Oblizał spierzchnięte wargi, i to wcale mi
nie pomagało w uspokojeniu się. – Chodźmy... – odsunął się i przepuścił mnie
przodem.
- Poczułaś się zdruzgotana?
- I to jak! Jakbym była trędowata. Gorsza…
- Chciałaś tego pocałunku.
- Co będę kłamać? Cholernie mocno chciałam, żeby wtedy mnie pocałował.
Ale potem dał mi jasno do zrozumienia, że nie jest mną zainteresowany. Że
jestem chwilową zabawką.
- Nie mów tak. Nie robiłby tego dla zabawy.
- Ale zrobił! – łzy napłynęły do moich oczu. – Zabawił się mną. W
najbardziej perfidny sposób…
~
Daniel:
Leżę w hotelowym
łóżku kolejną godzinę. Johann skończył rozmawiać z Celiną i poszedł spać. A ja
się wkurwiłem. Dlaczego nie mogłem mieć stałej dziewczyny? Wiem, że jestem
sobie sam winien, ale…
Spoglądam z
odrazą na telefon. Chyba piąty już raz. Muszę do niego zadzwonić i powiedzieć
mu co mnie dalej gnębi. Cholera. Ja muszę wiedzieć co z Marthe. Jej widok tego
ranka mnie powalił. Wyglądała na zmęczoną i zmarnowaną. Nadal z lekkim
nadbagażem, ale jednak to jest ta Marthe. Ta którą znam tak dobrze.
- Tom? – odbiera za piątym sygnałem.
- Nie, święty Piotr. Wiesz, która jest godzina, prawda? – ziewa i
chyba wstaje z łóżka, bo słyszę jak uspokaja Ester. – Poczekaj. Zadzwonię za
chwilę. Muszę usiąść w gabinecie i się skupić – rozłącza się. Czekam kilka
niecierpliwych minut. W tym czasie nakładam na siebie puchową kurtkę i wychodzę
na balkon. Kij mnie obchodzi, że mam na sobie klapki z Adidasa i spodenki do
spania. Tutaj nie jest zimno. Dzwoni.
- Opowiedz mi o imprezie u Ciebie – wiedziałem, że już do tego
dotarli.
- Od którego momentu?
- Jak postanowiłeś z niej zadrwić i nie pocałowałeś jej. Choćby od
niechcenia…
- I co? Miałem ją pocałować, a potem tłumaczyć, że nie mogę z nią być,
bo nie jestem dla niej i moje życie nigdy nie będzie podporządkowane żadnej
kobiecie? – przeczesuję swoją grzywkę.
- Może wystarczyłoby powiedzieć jej wtedy, że nie pocałowałeś jej dla
jej dobra?
- Za późno się zorientowałem…
Weszliśmy na górę. Początkowo było trochę
drętwo. Usiadła na skórzanej kanapie i rozglądała się po pomieszczeniu jak
mała, wystraszona dziewczynka.
- Czego się napijesz? –
spytałem, gdy lodówka otworzyła przede mną swoje wrota. – Piwo, piwo, wódka,
piwo, pi…
- Piwo – odpowiedziała od
niechcenia. Wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Sparaliżowało mnie. Wiedziałem,
że teraz ją w jakiś sposób stracę. Bo on jej nie przepuści. Wchłonie go to,
zupełnie jak mnie.
- Anders! – otwarłem te
piekielne drzwi i przywitałem przyjaciela. Razem z nim weszli Kenny, Johann i
Tom. – Cieszę się, że jednak dotarłeś – po chwili dostrzegam jakieś dwie pijane
dziunie, które chyba przykleiły się do Toma i Kennego. Johann tylko wzruszył
ramionami na ten widok. – Zapraszam – nie miałem innego wyjścia.
Weszliśmy
dalej. Tom zaraz dotarł do mojego sprzętu grającego, a Kenny i Anders do
lodówki. Johann tylko stanął obok mnie i uderzył mnie z łokcia w żebra.
- Padalcu! – pisnąłem do niego.
Jednak wiedziałem, że to nic takiego. Nasze żarty.
- Gdzie ją masz? Uciekła Ci? –
spojrzałem na moją kanapę, ale jej tam nie było.
- Marthe? – zawołałem za nią.
Wyłoniła głowę zza zasłonki przy drzwiach balkonowych.
- Oglądałam Oslo nocą. Masz
ładny widok – w jej oczach widziałem, że to wymówka. Była przerażona.
- Johann – przyjaciel wyciągnął
do niej dłoń i trochę jej pomógł się przełamać.
- Marthe – uśmiechnęła się
lekko. Potem odwróciła głowę i spojrzała w lewo. Wiedziałem, co będzie dalej…
- Zaczarował ją?
- Po części. Nie był nachalny. Sympatyczny i kulturalny. A ja
wiedziałem, że moja robota skończona.
- Dlaczego wcześniej o tym nie mówiłeś?
- Mówisz tak, jakbyś mnie znał od dzisiaj i pytał się o imię matki.
Chyba to oczywiste, że mówienie o niej sprawia mi trudności.
Obserwowałem ich z boku. Uśmiechali się i
wesoło rozmawiali. Nawet zauważyłem, jak wymieniają się numerami. Podszedłem do
niej. Anders ulotnił się do toalety i wykorzystałem sytuację.
- I jak?
- Miałeś rację – jej uśmiech
powalał.
- Cieszę się…
- Gówno prawda! Najchętniej byś ją wtedy zabrał do sypialni i pokazał
jak się myli co do Ciebie.
- Chyba jak bardzo się nie myli. Gdybym to zrobił, to wiesz co by
było…
- Ale myślałeś o tym.
- To już nie ma znaczenia…
- Mam nadzieję, że czujesz się
usatysfakcjonowany. Wybaczam – zabrzmiało jak „do widzenia”.
- Cieszy mnie to niezmiernie –
gdy Anders wrócił, zostawiłem ich samych. Sam zabrałem jedną z tych dziewczyn
do sypialni i… Domyślasz się, mam nadzieję. Musiałem się wyładować. I się
udało. Na czas jakiś…
*****
Cześć!
Mamy piątkę :D
Cieszycie się?
To jeden z nielicznych rozdziałów, które pisało mi się przyjemnie.
Czekam na Wasze opinie :D
Wasze opowiadania czytam na weekendzie, bo w tygodniu znowu nie mam czasu.
Także cierpliwości :D
Buziaki ;*