28 maj 2016

14 maj 2016

5. Nigdy nie słuchaj frajera, który grał Ci na nosie całą podstawówkę. On nie ma prawa mieć racji.


Marthe:

                Zadzwonił do mnie po trzech tygodniach. Powiem szczerze, że od podarowania mi kuli poczułam się lżej? Jakby…

- Przebaczyłaś mu winy?
- Co to to nie!
- Czemu byłaś taka zablokowana? Facet chciał dobrze, a Ty…
- Zamkniesz się w końcu?! – krzyczę. .
- Mów – odpowiada cierpko.

Nie przebaczyłam. Ale zaczęłam dostrzegać, że ma też jakieś dobre cechy. Że je w ogóle posiada. Zjawił się w  moim domu, gdy jeszcze byłam na zajęciach. Mama przywitała go herbatką i gawędzili sobie w najlepsze...

- Chciałbym zobaczyć Twoją minę! – wybucha niepohamowanym śmiechem.
- Skończ…

- Tande? – zapiszczałam z wrażenia na jego widok. Ale to nie był pisk chorej psychicznie fanki. Ten wstał i uśmiechnięty podszedł do mnie z jakimś małym prezencikiem. – Co tym razem znowu? Perły czy pierścionek od Tiffany’ego? A może trucizna?
- Miła jak zwykle – ignorował mój ton. – Może pójdziemy porozmawiać do Ciebie? – uśmiechał się przebiegle.
- Zapraszam – rzuciłam i poszłam przodem.
                W moim pokoju standardowo panował bałagan. Książki, ubrania, talerze.. Wszedł i rozejrzał się po nim. Ja próbowałam gorączkowo posprzątać ten bajzel mniej więcej. 
– Ładna bielizna – przed moimi oczyma pokazały się moje fioletowe majtki, którymi machał bez problemu przed oczami. Od razu poczerwieniałam i oblałam się wstydem.
- Przestań! – wyrwałam mu je i wcisnęłam do szuflady.
- Dzisiaj idziemy na imprezę – rzucił, rozkładając się na moim łóżku.
- Czy ja się tarzam po Twoim? – patrzę na niego wściekle.
- Marthe, Marthe, Marthe… Myślałem, że trochę Ci przeszło…
- Po co ciągniemy tą błazenadę? – usiadłam na skraju łóżka załamana.
- Po to, że teraz na pewno trafiłem.
- Dokąd? - wzdycham głośno.
- Najpierw do klubu, a potem do mnie.
- Zgoda – co mi szkodziło ostatni raz?
                Wieczorem przyjechaliśmy do jednego z najbardziej znanych klubów w Oslo. Ja nazwy nie pamiętam. Wiem, że było duszno i tłoczno. I niedobrze mi było.
- Tam jest nasz stolik – wskazał na lożę na piętrze. – Zaraz przyjdę z drinkiem – wyszeptał do mojego ucha i zniknął...

- Wyszeptał…
- Znowu się wpieprzasz? Zgubię wątek.
- Nie zgubisz kochana. Doskonale to pamiętasz. I pamiętasz jak się poczułaś. I było Ci dobrze.
- Zaraz powiesz, że od krótkiego szeptu dostałam orgazmu na środku parkietu…
- Nie. Chciałem spytać, jak zareagowałaś.
- Srak…

                Weszłam tam i zobaczyłam kilka osób.
- Cześć! Ty pewnie jesteś Marthe! – powitał mnie roześmiany blondyn. – David – wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Miło mi – odpowiedziałam, choć czułam się beznadziejnie.
                W środku było około dziesięciu osób. Pięć kolesi, których nie kojarzyłam. Wszyscy przystojni i pewni siebie. David też. A obok nich, na skórzanej kanapie, siedziało pięć blondynek. Skąpo ubranych, więc nie dziwiło mnie, że wokół nich kręcili się faceci. Na mnie patrzyły jak na intruza. Albo zakonnice. Fioletowa workowata sukienka za kolano i długie kozaczki. Bez odkrytego dekoltu. I rozpuszczone włosy, swobodnie opadające na ramiona.
- Poznaliście już Marthe – Daniel zjawił się z dwoma drinkami i jednego mi podał. – Niedługo zjawią się jeszcze moi kumple.
- Jeszcze? – pisnęłam. Wszystkie dziewczyny spojrzały na mnie jak na kosmitkę.
- Usiądźmy – Daniel uśmiechnął się sztucznie i pchnął mnie na wolne miejsce na kanapie. – Co ty wyprawiasz?! – powiedział mi na ucho. – Spokojnie, zaraz poznasz mojego kandydata.
- Daniel, ja nie chcę tutaj być… – upiłam duży łyk drinka i spojrzałam na niego.

- Wtedy pierwszy raz poczułaś coś więcej? – wytrzeszczam oczy.
- Nie! – będę się wypierać.
- A ja wiem co innego – spogląda w stronę dobrze wyposażonego barku. Kusi mnie czy co?!
- Dasz mi skończyć?

                Jego wzrok świdrował mnie na wylot. Zobaczył przerażenie w moich oczach. Chyba on jedyny, z wszystkich ludzi jakich znałam, widział we mnie mnie. No może jeszcze Ingrid. Zaufałam mu wtedy…
- Nie będziemy tutaj długo, obiecuję. Jeśli nikt tutaj nie zrobił na Tobie wrażenia, to dalej pobawimy się u mnie.
- Sami?
- Nie. Moi kumple z kadry pójdą z nami.
- Są tutaj? – nie znałam ich. No bo skąd?
- Zaraz będą – w tym momencie zrobił się szum.
- Tande! – krzyknął jeden z nich i wyciągnął ręce jak do wielkiego uścisku.
                Wszyscy uśmiechnięci, zadowoleni… A jak te piąte koło u wozu.

- Nie chce się wtrącać…
- Och, doprawdy? Coś niespotykanego u Ciebie… - prycham. Nie jestem na niego zła. To już się stało normalne.
- Problem zawsze leżał w Twojej głowie.
- Powiedz coś czego nie wiem.

                Siedziałam z otwartą buzią i patrzyłam się na nich. Witali się, ściskali, nawet chyba całowali pijani. Poczułam, że muszę wyjść siku. Kiwnęłam Danielowi, że schodzę do toalety. Uśmiechnął się i wrócił do rozmowy z kolegami.
                W toalecie była kolejka…

- Rozumiem, że nie będziesz mi opowiadać, o tym jak oddałaś mocz, tylko coś się wydarzyło... – krztuszę się wodą.
- Nie no, chciałam właśnie poopowiadać o pierdołach… - wywracam oczami. Coraz bardziej czuję, że nie powinnam tu być.
- Nie myśl o tym nawet! – krzyczy. Pierwszy raz na mnie krzyczy.
- O czym? – udaję głupią, ale wiem, że on wie.
- Nie pojedziesz do domu pić. Pamiętasz co tu robisz?
- Niestety...

                Nie zdążyłam wyjść z toalety, gdy z powrotem wpakował się do niej David. Zaczął mnie zachłannie całować. Chwilę zajęło mi ogarnięcie w sytuacji i potem oddałam pocałunek. Dawno nie czułam tak narastającego pożądania. Pozwalałam mu na błądzenie ustami od moich, aż do szyi. Do czasu. Poczułam, że zaczyna wkładać mi rękę pod sukienkę. Przycięłam się. Zesztywniały mi wszystkie mięśnie i odepchnęłam go od siebie nieudolnie. Zatoczył się, a ja w tym czasie zdążyłam uciec. Wbiegłam na górę i weszłam do środka. Oparłam się o ścianę i dyszałam.
                Gdy się uspokoiłam, zobaczyłam, że wszyscy się na mnie gapią. Panowała cisza. Zupełnie jakbym z księżyca spadła. Daniel przeprosił kolegów i podszedł do mnie.
- Wszystko ok? – chwycił moje ramie i spojrzał skołowany.
- Przepraszam, że robię Ci wstyd, ale chcę stąd iść.
- Co się stało?
- Nieważne… - nie chciałam mówić przy wszystkich. Chyba po to chodzi się do klubów, żeby zostać poderwaną.

- Niekoniecznie. Gwałt to nie jest podryw.
- Wtedy byłam niedoświadczona. Jakbym nagle wyszła pierwszy raz z domu. Ilość doznań, ludzi, wszystkiego…
- Co było dalej?

                Siedzieliśmy w jego samochodzie. Daniel zamówił drinka bezalkoholowego, dlatego prowadził.

­- Coś podobnego… Bezalkoholowy i Tande – Tom prychnął pod nosem.
- Słucham? – zdziwiło mnie to. – Znasz go?
- Nie – powiedział twardo. – Ale słyszałem co nieco. Koleś jest znany…
- No tak… - przecież to normalne, że ludzie go znają. Nie jest świętoszkiem. Bulwarówki rozpisują się o nim co jakiś czas. Lub jak kto woli o jego podbojach.

- A teraz powiesz mi co się stało? – powiedział po długiej chwili okropnej ciszy.
- Nieważne – nie chciałam mówić.
- Chłopaków tu nie ma…
- David – tyle wystarczyło. Głośno wypuścił powietrze.
- Dobierał się do Ciebie? – warknął.
- Nie chciałam. Ja…
- Spokojnie. Obiję mu ryj później. Nie powinienem Cię z nim zostawiać. To erotoman i dziwkarz.
- Daniel! – jakoś musiałam wypuścić z siebie te emocje.
- A co? O mało Cię nie… - nie wiem czemu zamilkł. Zatrzymał się na światłach i spojrzał na mnie. Ale to nie było to spojrzenie, którego pragnęłam. To było…

- Wściekłość?
- Gorzej. Kurwiki tańczyły mu w oczach. On…
- Wystraszył Cię?
- Nie. Zaimponował mi…

- Nic mi nie jest. Ale na drugi raz nie umawiaj mnie z takimi typami.
- Na drugi raz? To znaczy, że kontynuujemy zabawę? – jakiś nieznany błysk zagościł w jego oczach.
- Ciebie to bawi? Bo mnie niespecjalnie… - odwróciłam się w drugą stronę. – Zielone – ponagliłam go. Skierował wzrok na drogę i ruszył.
- Nie umawiałem Cię z nim. Chciałem Cię zapoznać z moim kolegą z kadry. Ale nie przyszedł do klubu.
- Widocznie nie śpieszno mu do poznania wieloryba…
- Ty jak coś powiesz! Marthe, przestań tak mówić! Jesteś ładną, mądrą dziewczyną… - wytrzeszczyłam oczy.
- Kłamca. Perfidny w dodatku.
- Nie kłamię! – kolejna kłótnia między nami.
- Przestań! – w moich oczach pojawiły mi się łzy. Nie chciałam litości. Oszukiwania…

- Może on mówił prawdę?
- On? Cham, który obracał się w towarzystwie tylko szczupłych blondynek? Nigdy nie słuchaj frajera, który grał Ci na nosie całą podstawówkę. On nie ma prawa mieć racji.
- Może w Tobie dostrzegł coś więcej?
- Nie! Nie poruszajmy się w tych rejonach! – krzyczę.
- Czyli dalej dowiem się czegoś więcej – zaciera ręce. Trudno. I tak musiałabym kiedyś zabrnąć w rejony swojej pamięci, w których nie poruszałam się od 4 lat.

                Nie odzywaliśmy się już więcej podczas podróży. Zajechaliśmy pod jego blok. To było coś. Nigdy nie byłam w tej dzielnicy Oslo. Piękne, nowoczesne budownictwo.
- Wiedziałam, że jesteś bogaty, ale że aż tak?
- Rodzice kupili mi mieszkanie. Moim psim obowiązkiem jest tylko zarabiać na rachunki… - wytłumaczył się. Nadal bił od niego chłód. Wyminął mnie i szedł w stronę wejścia.
- Nie rób tak – powiedziałam cicho. Odwrócił się i spojrzał na mnie dziwnie. Podszedł do mnie i stanął tuż przed moim tłustym ciałem.
- Obiecaj mi, że przestaniesz myśleć o sobie w ten sposób… - zabrakło mi wtedy oddechu. Spojrzałam na jego pełne usta i zrobiło mi się gorąco. Oblizał spierzchnięte wargi, i to wcale mi nie pomagało w uspokojeniu się. – Chodźmy... – odsunął się i przepuścił mnie przodem.

- Poczułaś się zdruzgotana?
- I to jak! Jakbym była trędowata. Gorsza…
- Chciałaś tego pocałunku.
- Co będę kłamać? Cholernie mocno chciałam, żeby wtedy mnie pocałował. Ale potem dał mi jasno do zrozumienia, że nie jest mną zainteresowany. Że jestem chwilową zabawką.
- Nie mów tak. Nie robiłby tego dla zabawy.
- Ale zrobił! – łzy napłynęły do moich oczu. – Zabawił się mną. W najbardziej perfidny sposób…

~

Daniel:

                Leżę w hotelowym łóżku kolejną godzinę. Johann skończył rozmawiać z Celiną i poszedł spać. A ja się wkurwiłem. Dlaczego nie mogłem mieć stałej dziewczyny? Wiem, że jestem sobie sam winien, ale…
                Spoglądam z odrazą na telefon. Chyba piąty już raz. Muszę do niego zadzwonić i powiedzieć mu co mnie dalej gnębi. Cholera. Ja muszę wiedzieć co z Marthe. Jej widok tego ranka mnie powalił. Wyglądała na zmęczoną i zmarnowaną. Nadal z lekkim nadbagażem, ale jednak to jest ta Marthe. Ta którą znam tak dobrze.
- Tom? – odbiera za piątym sygnałem.
- Nie, święty Piotr. Wiesz, która jest godzina, prawda? – ziewa i chyba wstaje z łóżka, bo słyszę jak uspokaja Ester. – Poczekaj. Zadzwonię za chwilę. Muszę usiąść w gabinecie i się skupić – rozłącza się. Czekam kilka niecierpliwych minut. W tym czasie nakładam na siebie puchową kurtkę i wychodzę na balkon. Kij mnie obchodzi, że mam na sobie klapki z Adidasa i spodenki do spania. Tutaj nie jest zimno. Dzwoni.
- Opowiedz mi o imprezie u Ciebie – wiedziałem, że już do tego dotarli.
- Od którego momentu?
- Jak postanowiłeś z niej zadrwić i nie pocałowałeś jej. Choćby od niechcenia…
- I co? Miałem ją pocałować, a potem tłumaczyć, że nie mogę z nią być, bo nie jestem dla niej i moje życie nigdy nie będzie podporządkowane żadnej kobiecie? – przeczesuję swoją grzywkę.
- Może wystarczyłoby powiedzieć jej wtedy, że nie pocałowałeś jej dla jej dobra?
- Za późno się zorientowałem…

                Weszliśmy na górę. Początkowo było trochę drętwo. Usiadła na skórzanej kanapie i rozglądała się po pomieszczeniu jak mała, wystraszona dziewczynka.
- Czego się napijesz? – spytałem, gdy lodówka otworzyła przede mną swoje wrota. – Piwo, piwo, wódka, piwo, pi…
- Piwo – odpowiedziała od niechcenia. Wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Sparaliżowało mnie. Wiedziałem, że teraz ją w jakiś sposób stracę. Bo on jej nie przepuści. Wchłonie go to, zupełnie jak mnie.
- Anders! – otwarłem te piekielne drzwi i przywitałem przyjaciela. Razem z nim weszli Kenny, Johann i Tom. – Cieszę się, że jednak dotarłeś – po chwili dostrzegam jakieś dwie pijane dziunie, które chyba przykleiły się do Toma i Kennego. Johann tylko wzruszył ramionami na ten widok. – Zapraszam – nie miałem innego wyjścia.
                Weszliśmy dalej. Tom zaraz dotarł do mojego sprzętu grającego, a Kenny i Anders do lodówki. Johann tylko stanął obok mnie i uderzył mnie z łokcia w żebra.
- Padalcu! – pisnąłem do niego. Jednak wiedziałem, że to nic takiego. Nasze żarty.
- Gdzie ją masz? Uciekła Ci? – spojrzałem na moją kanapę, ale jej tam nie było.
- Marthe? – zawołałem za nią. Wyłoniła głowę zza zasłonki przy drzwiach balkonowych.
- Oglądałam Oslo nocą. Masz ładny widok – w jej oczach widziałem, że to wymówka. Była przerażona.
- Johann – przyjaciel wyciągnął do niej dłoń i trochę jej pomógł się przełamać.
- Marthe – uśmiechnęła się lekko. Potem odwróciła głowę i spojrzała w lewo. Wiedziałem, co będzie dalej…

- Zaczarował ją?
- Po części. Nie był nachalny. Sympatyczny i kulturalny. A ja wiedziałem, że moja robota skończona.
- Dlaczego wcześniej o tym nie mówiłeś?
- Mówisz tak, jakbyś mnie znał od dzisiaj i pytał się o imię matki. Chyba to oczywiste, że mówienie o niej sprawia mi trudności.

                Obserwowałem ich z boku. Uśmiechali się i wesoło rozmawiali. Nawet zauważyłem, jak wymieniają się numerami. Podszedłem do niej. Anders ulotnił się do toalety i wykorzystałem sytuację.
- I jak?
- Miałeś rację – jej uśmiech powalał.
- Cieszę się…

- Gówno prawda! Najchętniej byś ją wtedy zabrał do sypialni i pokazał jak się myli co do Ciebie.
- Chyba jak bardzo się nie myli. Gdybym to zrobił, to wiesz co by było…
- Ale myślałeś o tym.
- To już nie ma znaczenia…

- Mam nadzieję, że czujesz się usatysfakcjonowany. Wybaczam – zabrzmiało jak „do widzenia”.

- Cieszy mnie to niezmiernie – gdy Anders wrócił, zostawiłem ich samych. Sam zabrałem jedną z tych dziewczyn do sypialni i… Domyślasz się, mam nadzieję. Musiałem się wyładować. I się udało. Na czas jakiś…

*****

Cześć!
Mamy piątkę :D
Cieszycie się?
To jeden z nielicznych rozdziałów, które pisało mi się przyjemnie.
Czekam na Wasze opinie :D

Wasze opowiadania czytam na weekendzie, bo w tygodniu znowu nie mam czasu. 
Także cierpliwości :D
Buziaki ;*

2 maj 2016

4. Nie każdy odnosi spektakularne sukcesy na każdym polu. Szczególnie ja. Ja nie odnoszę żadnych. Nigdy...

Daniel:


Axel był przystojny. Przynajmniej tak mi powiedziała. Dla mnie był… Odrażający. Zapatrzony w siebie dupek, którego poziom ego sięgał do nieskończoności.

- To można być większym dupkiem i egoistą niż ty? – prycha Tom. Celna uwaga. Ale nie pozwalam mu myśleć w ten sposób i prycham.
- Myśl sobie co chcesz. Ale ja wobec niej chciałem być fair.
- Ale tylko wobec niej.
- Nie moja wina, że ¾ lasek, które spotykam na swojej drodze, ładuje mi się do łóżka!
- No tak. Bo Ty sobie tylko leżysz i je przyciągasz, a one Cię obsługują same – nie podoba mi się ten ton. – I same się też tam zaciągają.
- Przestań się wymądrzać! – puszczają mi nerwy.
- Mówię Ci prawdę, kretynie!
- Mam dość tej rozmowy – wstaję i wskazuję dłonią na drzwi wyjściowe.
- Wrócimy do niej jak ochłoniesz – staje przede mną. – Wiem, co Ci siedzi w środku. Musisz się wewnętrznie uspokoić i dopuścić do siebie tą myśl – klepie mnie po ramieniu i wychodzi. Wcale nie jest mi lepiej. Kolejna szklanka trunku ląduje w moich dłoniach, po czym wypijam ją jednym haustem. A miałem przestać…
                Rankiem budzi mnie potworny ból głowy i słońce, które pada prosto na moją twarz. Nie otwieram oczu. Może sen znowu przyjdzie? Może uda mi się zapomnieć, że muszę wstać, ogarnąć się i wyjść do ludzi. Jest końcówka sezonu zimowego i kompletnie nie umiem się na niej skupić.
                Niepotrzebnie Tom rozgrzebał mi to wszystko. Żyłem jakoś. Przez ostatnie 4 lata imprezowałem, piłem, sypiałem z obcymi dziewczynami i było dobrze. To musiał mi wylecieć z tymi spowiedziami. Nie chcę! Nie umiem! Nie potrafię! Ja… Nienawidzę siebie. Nienawidzę siebie za to co zrobiłem ze swoim życiem. Nawet matka przestała się do mnie odzywać. Stwierdziła, że kompletnie odbiegam od jej ideału synka i nie tak mnie wychowała.
                Od zawsze byłem cudownym dzieckiem mojej mamusi. Najukochańszym, najcudowniejszym i najpiękniejszym synusiem, który robi karierę w skokach narciarskich. Jest gwiazdą uwielbianą przez tłumy napalonych dziewczyn. Ale wiedziała tylko tyle. Nic nie wspominałem o akcjach w pokojach hotelowych. O kompletnym wypruciu z emocji. O tym, że dla mnie po prostu nie istniały uczucia. Miało być tylko i wyłącznie krótko i przyjemnie. Do czasu.
                Zwlekam się z łóżka i idę w stronę łazienki. Biorę prysznic, myję zęby, ubieram bokserki i po chwili idę zjeść jakieś śniadanie. W lodówce mam tylko zgniłego pomidora, ser, jajka i ketchup. Nie ma co, wytworne angielskie śniadanie mnie czeka…
                Chwytam banana, którego zauważyłem kątem oka na parapecie. Wyciskam sok z ostatnich pomarańczy i zasiadam do wieczerzy… Zegarek pokazuje mi, że jeśli nie spakuję się w 20 minut, to mogę równie dobrze szukać sobie nowego zajęcia. Alex już nie będzie tolerował mojego zachowania. Mam ostatnią szansę, ale zero motywacji na jakąkolwiek poprawę.
                Mimo wszystko wstaję z krzesła przy wysepce kuchennej i idę do sypialni. Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy, prosto ściągnięte z suszarki na ubrania, do mojej niezawodnej, lekko zużytej walizki i ubieram się w pierwszą lepszą koszulkę i jeansy. Nakładam fioletowy, powyciągany sweter i zakładam Adidasy. Mam gdzieś, że wszystko jest wymięte, jakby z dupy wyjęte. Ja chcę jedynie już wyjść z tego depresyjnego miejsca.
                Dwa skrzyżowania dalej, zatrzymuję się na czerwonym świetle. Czekam niecierpliwie na zielone, kiedy moje serce zaczyna bić w tak zawrotnym rytmie, że prawie wyskakuje mi z piersi. Marthe… Piękna Marthe Nilsen… Piękna, zadowolona, ze słuchawkami w uszach Marthe Nilsen. Kobieta, która wraz ze swoim odejściem, zabrała część mnie. Wodzę za nią wzrokiem, aż znika za rogiem ulicy i dociera do mnie okropny hałas klaksonów. No tak, zielone. Ruszam, ale próbuję ją wyśledzić dokąd zmierza. Na próżno…
                Na lotnisku zjawiam się w ostatniej możliwej chwili. Parkuję samochód w wyznaczonym miejscu, opłacam jego postój na cały tydzień i wręcz biegnę do środka. Alex patrzy na mnie i kręci głową, ale mimo wszystko dostrzegam lekki błysk zadowolenia, że zdążyłem.
- Przepraszam, korki – mruczę pod nosem, ale wiem, że on mi nie wierzy. Już mi nie wierzy.
                W samolocie dostaję miejsce przy oknie. I dobrze! Odwrócę się dupą do Johanna i będę mógł ukryć się przed wszystkimi, pod postacią zmęczonego, śpiącego Daniela. Patrzę w dół i widzę góry. Pamiętam jak opowiadała mi o tym, jak mocno je kocha. Że żałuje przenosin do Oslo. W Narvik było jej dobrze…

- Dlaczego Oslo? – spytałem ją w czasie drogi na randkę z tym bucem. Nie wiem czemu właśnie ta rozmowa mi się przypomniała.
- Tata dostał tu pracę. Nie miałam wyboru – odpowiedziała niechętnie.
- Może nie chciałaś mieć?
- Czemu udajesz, że mnie znasz? Nic o mnie nie wiesz! – wykrzyczała.
- Nigdy nie pozwoliłaś mi się dowiedzieć…
- Zmieńmy temat. Nie psuj mi humoru przed kolejną nieudaną randką… - westchnąłem tylko.
- Ma na imię Axel. Jest prawnikiem poszukującym drugiej połówki…
- Poznaliście się, bo bronił Cię przed aresztowaniem, ze względu na podejrzenia o gwałt czy molestowanie? -  do tej pory nie wiem skąd było w niej tyle jadu.
- Znajomy mojego brata. Ze studiów – łgałem jak pies. Byleby tylko pomóc jej znaleźć faceta i pozbyć się tych cholernych wyrzutów sumienia z dzieciństwa.
- Wiek?
- 28 lat.
- Prawie emeryt – prychnęła.
- Jaki sens miała twoja zgoda? Obrażanie się i grymaszenie?
- Długo jeszcze? – nie odpowiedziała mi, tylko zmieniła temat.
                Kilka minut później zakładałem jej oprzyrządowanie. Tego wieczoru zdecydowała się na czarną sukienkę, którą jej kupiłem. Oczywiście zrobiła mi awanturę, że teraz to już czuje się jak totalna dziwka. A ja byłem jej alfonsem do szukania klientów. Coś w tym było prawdy, ale mnie zależało jedynie, na tym, by oczyścić umysł. Przynajmniej tak wtedy myślałem…
                Wszedłem do restauracji chwilę po niej i usiadłem w zarezerwowanym dla mnie stoliku. Widok miałem idealny na nią. Mogłem obserwować jej reakcje dowoli. Jak jakiś popierdolony stalker. Wtedy nie rozumiałem jeszcze, że chciałem być jej stalkerem.
                Widziałem jak wymuskany laluś poszedł do toalety. Marthe uśmiechnęła się krzywo i chwilę później podeszła do mojego stolika i trzasnęła mnie z liścia w policzek. Należało się.
- Jeszcze raz umówisz mnie z takim pojebem, a obiję Ci mordę! I gówno mnie obchodzi, że nie wyrwiesz i nie poruchasz!
- Uspokój się! – wstałem, choć nadal czułem pieczenie. Ale mord w oczach Marthe był chyba groźniejszy dla mnie. – Zbieraj się – poinformowałem ją spokojnie.
- Nigdzie z Tobą nie jadę!
- Proszę bardzo. Możesz zostać i poczekać aż ta pizda dobierze Ci się do majtek! – napuszyła się, ale w momencie wróciła po torebkę i wyszła z restauracji. Zapłaciłem za swoje zamówienie i wyszedłem za nią.              
                Opierała się o mój samochód i kopała kamyk. Uśmiechnąłem się szeroko. Otworzyłem pilotem zamki i wsiadła od razu na miejsce pasażera.
- Złość piękności szkodzi – prychnąłem, gdy również znalazłem się w środku.
- Spierdalaj! – kątem oka dostrzegłem, że ciągle zakrywała dłonią kolana. No cóż, nie jestem idiotą, żeby kupować kiecki do zamiatania podłogi długością, bo z doświadczenia wiem, na co mężczyzna poleci.
- Daj mi ostatnią szansę… - odpaliłem samochód i skierowałem się w stronę jej domu.
- Nie mam siły i ochoty…
- Jasne! Zamknij się w pokoju i narzekaj na swoje życie i wygląd, wpierdalając kolejne porcje  chipsów czy ciastek! Na pewno wszystko się ułoży!
- Jesteś niewyobrażalnym chamem. Nie dziwię się, że tylko nachalne dziwki do Ciebie lgną. Żadna szanująca się dziewczyna nawet by nie spojrzała na Ciebie.
- Wiesz, z czym masz problem? Uroiłaś sobie w tej główce, że jesteś gruba, nieszczęśliwa, zamknięta, boisz się wszystkiego dookoła, rodzice są źli, a tak naprawdę chcesz być w centrum uwagi i pragniesz, by wszyscy obok Ciebie skakali i podstawiali Ci wszystko pod nos. Ale tak nie jest!
- Gówno wiesz… - odpowiedziała po chwili.
- Zabolało – prychnąłem. Chwilę jechaliśmy w ciszy, gdy w końcu znalazłem się na jej ulicy. Podjechałem pod jej dom i czekałem, aż bez słowa wysiądzie. – Nie ma mnie przez dwa tygodnie – dodałem. Ona w odpowiedzi pokazała mi fucka i wyszła…

- Daniel? – ktoś szturcha mnie w ramię. – Rusz to chude dupsko, wylądowaliśmy. Witamy w Monachium.

~

Marthe:

- Cieszyłaś się, że wyjechał? – Tom dzisiaj tryskał optymizmem.
- Tak. Powiedział mi za dużo.
- Ale miał rację.
- I co z tego? Jakie on miał prawo do oceny? Naśmiewał się ze mnie całe życie…
- Kilka lat… - znowu się wtrąca! Mierzę go wzrokiem zabójcy.
- A potem wyjeżdżał z jakimiś umoralniającymi tekstami z dupy!
- Może on tylko udawał, że Cię nie zna?
- Jak coś powiesz, to…
- Spójrz prawdzie w oczy. Tyle lat byłaś sama. Nagle spada Ci jak z nieba boski facet, a ty narzekasz, że chciał Ci pomóc w znalezieniu szczęścia.
- A co, jeśli mnie chciał ośmieszyć?
- Wątpię – prychnął.
- Skąd wiesz?! Przecież go nie znasz… - denerwuje mnie ta rozmowa. Denerwuje mnie Tom.
- Chyba nie masz dzisiaj dobrego dnia…
- W pracy dostałam naganę.
- Za co?
- Przesrałam termin tłumaczenia umowy…
- To nie jest koniec świata… - prycha.
- Wiesz? Nie każdy odnosi spektakularne sukcesy na każdym polu. Szczególnie ja. Ja nie odnoszę żadnych. Nigdy. I mam już dość ciągłego obrywania od świata – mam ochotę go pobić. Za jego dzisiejszą obojętność.
- Chyba powinniśmy zrobić sobie przerwę w sesjach – wstaje i podchodzi do swojego biurka. Przegląda kalendarz i zapisuje coś na jednej z kartek. – Widzimy się za cztery tygodnie.
- Tak po prostu? A może nie chcesz mi pomóc? Miałeś być taki cudowny! – nie wiem co mnie napadło, ale mam ochotę kogoś rozwalić.
- Wróć jak już ochłoniesz – nie patrzy na mnie. Odbieram to jako „wypierdalaj”. Wychodzę i trzaskam drzwiami.
                Jadę do mieszkania. Mała kawalerka na poddaszu kamienicy w zabytkowej części Oslo. Mam tutaj ciszę i spokój. I samotność w czystej postaci. Wyciągam butelkę wina z barku i siadam z nią na kanapie, skierowanej przodem do wyjścia na balkon. Oglądanie smutnego miasta jest moim ulubionym zajęciem. Otwieram butelkę i piję z gwinta. Przytłacza mnie wszystko dookoła.
                Wiem, że Daniel miał wtedy rację. Wiem to. Trafił w samo sedno. Płakałam całą noc po jego rewelacjach. Następnego ranka musiałam iść na zajęcia, ale nie mogłam się w sobie zebrać. Mama oczywiście przyszła i naśmiewała się z mojej nieudolności. Ona też miała rację. Wiedziała, że cokolwiek nie zrobię, to i tak się spieprzy. Bo tak już mam. Niszczę wszystko co staje na mojej drodze.
- Brawo Marthe. Jesteś największą idiotką świata… Twoje zdrowie – wypijam spory łyk. Łzy zbierają mi się pod powiekami. Najchętniej bym nigdy stąd nie wyszła i zapiła się na śmierć. Po co mam z sobą cokolwiek robić? Przecież nikt mnie nie chce.
                Budzę się kilka godzin później. Pusta butelka stoi obok kanapy. Podnoszę głowę, którą zawładnął okropny pulsujący ból głowy. Chce mi się płakać. Płakać nad swoim żałosnym życiem. Wstaję i o mało nie przewracam się o rozpieprzone na podłodze stare gazety, które powinnam wyrzucić już dawno temu. Chcę je pozbierać, gdy zauważam, że wypada z nich kartka. Od razu wpadam w histeryczny szloch.

Wszystkiego najlepszego Marthe! Mam nadzieję, że przestaniesz być taką zołzą i zrozumiesz, że wszyscy chcemy Ci pomóc. Daniel xx

Doskonale pamiętałam ten dzień…

Wróciłam właśnie z zajęć, gdy mama poinformowała mnie, że dostałam prezent. Zdziwiłam się w pierwszym momencie, ale potem dotarło do mnie, że miałam urodziny…
- Od kogo? – spytałam. Przecież to było oczywiste, że już się dowiedziała i zaraz będzie koronka.
- Od chyba ostatniej osoby, której do siebie nie zraziłaś – opuściła salon i po chwili wróciła z małą paczuszką. – Od Daniela.
- Co?! – pisnęłam. Ostatnie czego się spodziewałam, to prezent od tego buca.
- Spotykasz się z Tande? – pamiętam, jak dreszcz przeszedł przez moje ciało.
- Nie. Po prostu odnowiliśmy znajomość z dzieciństwa – odpowiedziałam, szybko wymyślając jakąś wymówkę. Ona znała tylko wersję tego miłego i sympatycznego Daniela.
                Odpakowałam paczuszkę i zobaczyłam kulę z  zameczkiem w środku i prószącym śniegiem.. Oczy wyszły mi z orbit. W dzieciństwie stłukł mi moją. Przyniosłam ją do szkoły, żeby pokazać koleżankom, a ten podszedł i poprosił, bym mu pokazała. Podrzucał, podrzucał i stłukł. Właściwie wtedy straciłam cierpliwość. Tamta była prezentem od babci…
- Miałaś taką, prawda? – mama uśmiechnęła się do mnie. Chyba pierwszy raz od tak dawna. – Chyba te chłopak ma do Ciebie słabość… - poklepała mnie po ramieniu i poszła na piętro. Miałam wrażenie, że wszystko się odwróciło. W szybkości napisałam mu smsa, że dziękuję. A on powiedział, że za tydzień runda trzecia. I nie ma żadnego ale.

                Biorę zimny prysznic i dopiero wtedy jestem w stanie myśleć. Patrzę z odrazą na pustą butelkę. Znowu to samo. Znowu wracam do punktu wyjścia. Jest mi wstyd. Wstyd, że nie umiem nad sobą zapanować. Biorę do ręki telefon i wybieram pierwszy numer z listy.
- Musisz mi pomóc – mówię desperacko, gdy tylko odbiera. – Potrzebuję kogoś, kto mnie zrozumie, ale też potrząśnie odpowiednio i każe się trzymać.
- Znowu wypiłaś? – wzdycham ciężko. Nie stać mnie na nic innego. – Przyjedź. Ale do domu. Musimy ruszyć z miejsca szybciej.
                Godzinę później jestem już w domu Toma. Oczywiście zjawiłam się tutaj taksówką. Od tamtego momentu już nie jeżdżę po pijaku.
- Wejdź – wita mnie w drzwiach. Minę ma beznadziejną. – Powiesz mi co sprawiło, że puściły blokady…

*****

Cześć :D
Jestem po nieobecności :)
Rozdział miał być wczoraj, ale się zdenerwowałam na wyścigu i wolałam poczytać.
Przepraszam, że tak zwlekałam z komentowaniem. 
Obiecuję się tak więcej nie zapuścić i być na bieżąco. 
Ale na prawdę nie miałam kiedy. Spanie po 4-5 godzin nie jest dla mnie czymś dobrym.
Nadrobiłam Wasze historie, więc mogłam się zabrać za pisanie :D
Mam nadzieję, że o nikim nie zapomniałam. Jeśli tak to bardzo przepraszam.
I jak mi poszło? Rozkręcają nam się bohaterowie? :D
Czyta to ktoś w ogóle?

Stworzyłam też podstronę, by uporządkować wszystko. 
Bardzo bym prosiła o informowanie właśnie tam ;)
missangelikaa


Byłam taka podjarana wyścigiem u Ruskich (tak, bo łudziłam się, że w tym roku nie zasnę), 
a tu ten sk**** chabaź znowu podniósł mi ciśnienie. Drugi wyścig z rzędu... 
Co te niewyżyte dzieciaki robią w F1? 
I tak jest lepiej niż wczoraj z emocjami :P
Podziwiam Sebastiana za spokój w wywiadach :D


Następny gdzieś za dwa tygodnie. 
Moje życie to w tym semestrze sinusoida wrażeń :P
Buziaki ;*