20 kwi 2016

3. Jeśli kiedykolwiek narzekałaś na swoje życie, to wiedz, ze możesz z czasem pożałować, gdy nabierze zbyt dużego tempa

Marthe:

Szykowałam swoją najlepszą sukienkę. W zasadnie jedyną jaką miałam. Zieloną. Doskonale pamiętam ten zgniło-zielony kolor. Był obrzydliwy.
- W tym chcesz iść?! – rodziców nie było w domu, a brat poszedł do kolegi. Więc zaprosiłam Daniela do siebie do domu. Nawet pamiętam jak sprzątałam w pośpiechu sypialnię, żeby nie pomyślał, że ma do czynienia z bałaganiarską grubaską.
- A co Ci się nie podoba? To nie z Tobą się spotykam – warknęłam.
- Jeśli ma coś z tego być, to musisz zmienić ton złotko. Faceci nie chcą na pierwszej randce użerać się z histeryczką.
- Ty pewnie wolisz tanie dziwki, które na jedno skinienie paluszkiem ładują Ci się nagie do łóżka… - prychnęłam wsuwając na nogi szpilki.
- Skąd w Tobie tyle jadu? – nie pogniewał się. Wręcz był rozanielony.
- Życie – poprawiłam włosy i obróciłam się w jego stronę. – I jak?
- No no…

- Spodobało mu się? – Tom dzisiaj miał dla mnie jedynie 25 minut. Starałam się mówić zwięźle, choć średnio mi się udawało.
- Nie wiem. Ja go nigdy nie rozumiałam. Otaksował mnie wzrokiem z góry na dół i tyle.
- Nic więcej? – zdziwił się.
- Nie. Nałożył mi płaszcz i otworzył drzwi od sypialni.

                Chwilę jechaliśmy tym jego mercedesem. W zasadzie im bliżej restauracji, tym byłam bardziej zestresowana. Z jego opisu wynikało, że facet jest genialny. Sama nie byłam tak optymistycznie nastawiona.

­- Co z nim było nie tak? – jak na tak krótką wizytę, Tom strasznie dużo zadaje pytań…
- Nie wiem sama. Nie podszedł mi. Nie, że byłam jakoś nastawiona na nie…
- Ale?
- Ale czułam niepokój. Kto chodzi na randki…
- W tych czasach każdy – mówi, jakby to było całkiem normalne. Patrzę na niego krzywo. – No co?! Oczekujesz, że przytaknę Ci i powiem, że to nie Twoja wina? Że nastawienie miałaś prawidłowe? – nastrój zmienił mu się o 180°.
- Tom? – mam ochotę wyjść.
- Chodźmy stąd! – wstaje gwałtownie i bierze z fotela swoją skórzaną kurtkę, którą pewnie rzucił pewnie po przyjściu do pracy.
- Dokąd? – otwiera mi drzwi, czym wywołuje konsternację na twarzy Sitny i pozostałych pacjentów.
- Nie wracam już dzisiaj. Przepraszam państwa bardzo, ale sprawy rodzinne – mówi sucho. Zabieram pośpiesznie płaszcz i ubieram się na korytarzu. Nie idę z nim. Stoję nadal na środku korytarza.
- Co mu jest? – pyta mnie jego asystentka.
- Sama nie wiem. Kazał mi wstać i wyjść – skłamałam.
- Za tydzień następna? – dopytuje znad brązowego notesiku. Kiwam głową i wychodzę.
                Schodzę na sam dół i widzę, że Tom czeka niecierpliwie w swoim samochodzie obok mojego. Wsiadam na miejsce pasażera i nagle zalewa mnie wściekłość.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczę.
- Nie mogę się tam skupić.
- I tyle? Odwołałeś cztery kolejne wizyty, bo nie mogłeś się skupić?!
- Uspokój się! – chwilę później jesteśmy już na drodze w kierunku centrum.
- Dokąd jedziemy?
- Tam, gdzie będzie Ci łatwiej myśleć – prycha. Już wiem co mnie czeka…

                W samochodzie cały czas poprawiałam nerwowo sukienkę. Czułam się skrępowana  wzrokiem Tande, który ciągle na mnie zerkał. Albo raczej na moje kolano. Modliłam się, by już iść na tą przeklętą randkę.
                Zatrzymaliśmy się na parkingu dla gości. Poczułam ścisk w gardle. Jakby mi ktoś je związał. Popatrzyłam na niego nerwowo.
- Tu masz słuchawkę – trzymał w rękach coś małego. Podał mi i wskazał na ucho. Włożyłam i od razu poczułam się jak potencjalna zasadzka na gwałciciela. – A to jest mikrofon – mały mikrofonik z  krótkim kabelkiem tkwił między jego palcami.
- Nie wsadzisz mi tego! – prychnęłam.
- Daj spokój. To dla twojego dobra!
- Skąd to wziąłeś?! Powiedz o tym lepiej cwaniaczku! – skrzyżowałam ręce na piersi i popatrzyłam groźnie.
- Mam kolegę w wojsku – wzruszył lekko ramionami.
- Nie ma mowy! – warknęłam, gdy zbliżył do mnie swoje chude łapska.
- Posłuchaj złotko. Tam – wskazał na gościa w czarnym płaszczu wchodzącego do budynku. – idzie twój potencjalny chłopak. Lubi punktualne – dodał. Pokręciłam oczami. – Grzeczna dziewczynka – uśmiecha się szyderczo. Jego szczupłe palce mimowolnie zanurkowały między moimi piersiami.

- Jak się czułaś, gdy Cię dotykał? – Co to kuźwa za pytanie? Serio? Skrzywiam się.
- Nie jestem ofiarą gwałtu, pragnę zauważyć – chrząkam.
- Wiesz, że chodziło mi o to, czy chciałaś tego, czy nie.
- Sama nie wiem… - wyglądam przed szybę. Mijane domy są o wiele ciekawsze niż świdrujący wzrok Toma.
- Proste pytanie – skręca w lewo i po chwili jesteśmy na tym samym parkingu co wtedy.
- Masz ciekawe metody…
- Już to gdzieś słyszałem.
- Pomogłeś kiedyś komuś? – parkuje prawie pod wejściem.
- No zdarzyło się raz czy dwa – prycha. Wyłącza silnik. – Miałem kiedyś pacjenta.
- Ciekawe… - prycham.
- Podobny przypadek.
- Chyba nie wolno Ci rozmawiać ze mną o innych.
- Nie. Ale jemu udało się pomóc. Chcę i Tobie.
- Podobało – wzdycham i odpowiadam po dłuższej chwili.

                Otworzył mi drzwi i podał dłoń. Cały czas dygotałam po spotkaniu jego palców z moimi piersiami.
- Powiedz coś – wskazał na mikrofon.
- Tande to głupi wieśniak – uśmiechnął się chytrze.
- Wszystko działa jak należy – wcale mnie to nie pocieszało. Poprosił bym weszła pierwsza i szukała niskiego rudzielca. U nas w kraju to rzadkość w sumie, więc od razu skierowałam się w stronę nieznajomego.
- Cześć – powiedziałam cicho. – Ty pewnie jesteś… - i wtedy spaliłam się ze wstydu.

­- Nie spytałaś o imię – bezczelnie chichra się pod nosem.
- Wypadło mi to z głowy…  - czuję, że pieką mnie poliki.
- A Daniel?
- Zrobił swoje. Jak to on.

­- Einar… - jego wysoki głos spadł mi jak z nieba.
- Einar! Bardzo mi miło – uśmiechnęłam się nieudolnie. Wtedy już wiedziałam, że to będzie katastrofa.

- Po czym to poznałaś? – patrzę na niego jak na idiotę.
- Nigdy nie byłeś na kiepskiej randce? – patrzę spode łba.
- Nie. Z żoną układało nam się od pierwszej randki – wzdycham. Tylko ja mam takie problemy.
- Co było dalej?

                Zamówiliśmy coś. Wybacz, ale nie pamiętam co… Parzyliśmy na siebie i kompletnie nie wiedziałam co robić.
- Spytaj o chomika – usłyszałam w słuchawce. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam szybko na Tande.
- Wszystko w porządku? – spytał Einar.
- Tak. Jak chomik? – nie wierzyłam, że to mówiłam.
- Już lepiej. Dostała ostatnią partię zastrzyków i mam nadzieję, że jej przejdzie – kiedy mówił o tym, to poczułam się dziwnie. Nigdy nikt nie siedział przede mną i nie rozmawiał o chomiku jak o najważniejszej osobie w moim życiu.
- A co u cioci? Mówiłaś, że miała wyjść dzisiaj ze szpitala – poczerwieniałam. Miałam ochotę zabić Tande.
- Z ciocią wszystko dobrze. Zawiozłaś ją do domu, zrobiłaś rosołek i ledwo zdążyłaś, ale zdążyłaś… - cichy szept Tande rozniósł się w mojej głowie. Próbowałam zachować naturalność, ale to był pierwszy raz kiedy miałam coś takiego na sobie i to nie było przyjemne.

- Na wszystkich randkach to miałaś?
- Nie.
- Nie? – podniósł zaskoczony brew.
- Na kilku jeszcze.
- Ale była jakaś bez?
- Miało być chronologicznie więc się zamknij! – warknęłam.

                Pozwoliłam się odwieźć pod dom. Ale to był beznadziejny pomysł. Dawno nie byłam taka zesztywniała. Nawet nie miałam ochoty rzucać pustego „do zobaczenia”. Było „cześć” i wysiadłam. Gdy koleś odjechał, zaraz pojawił się na podjeździe mercedes Daniela.
- Urwę Ci jaja! – warknęłam, gdy tylko wysiadł.
- Złotko, ale przecież mówiłem Ci, że musisz się wyluzować! – okładałam jego klatkę pięściami.
- Coś mu naopowiadał, chamie przebrzydły?!
- Nic.
- Skąd go znałeś? – wtedy nie znałam prawdy.
- Znajomy. Tyle. Spotkałem w mieście i spytałem, czy nie chce poznać super cziki.
- Zaraz ja Ci obiję super mordę!
- Idź do domu i ochłoń – chwycił mnie za ramiona.
- Och… Nie mam po czym. Zupełnie - prychnęłam
- Nalegam – uśmiechnął się szeroko. – Do jutra – objął mnie i po chwili się wycofał. Czułam się skrępowana…

- Co było dalej? – denerwuje mnie to pytanie. Już sama sobie je zadaję, kiedy próbuję poskładać wspomnienia.
- Weszłam do domu.
- Co powiedzieli rodzice?
- Zrobili mi ostrą awanturę. Jak zwykle – prycham.
- Opowiedz – wywracam oczami.
- Nie chcę.
- Nalegam – mina nie zdradza nic. Wręcz mam wrażenie, że gówno go to obchodzi.

- Gdzie byłaś?! – komitet  powitalny siedział w na kanapie w salonie. Ściągnęłam buty i chciałam ich minąć bez słowa, ale twarda ręka mamy znalazła się na moim ramieniu.
- Na kolacji. W restauracji – westchnęłam. Popatrzyłam jej w oczy i zobaczyłam obcą kobietę. Mama była… Zmartwiona.
- Z kim?
- Ze znajomym.
- Ty masz znajomych?!
- Mam!
- Jak się poznaliście? – tata próbował ją nieudolnie odciągnąć.
- W necie. Jeszcze jakieś pytanie? Z góry mówię, że z nim nie spałam.
- Nigdy więcej nie waż się wychodzić!
- Mam 22 lata i będę robić co mi się podoba. Nie chcę zostać starą panną do końca życia.
- Jak ty się odnosisz do swojej ma… - zaczęła krzyczeć i spodziewałam się policzka.
- Daj spokój – tata wyjątkowo włączył się do konwersacji. Przytrzymał mamę i kiwnął mi, żebym szła do siebie.

- Tyle? – Tom najwyraźniej jest zdziwiony całą sytuacją.
- Stanęłam na klatce i przysłuchiwałam się ich rozmowie. Tata wyjątkowo był spokojny i tłumaczył mamie, że dobrze, że wychodzę.
- I tak po prostu?!
- Sama w to nie wierzyłam… - pokręciłam głową. Tom spojrzał przed siebie i po dłuższej chwili wydobył z siebie przeciągłe westchnięcie.
- Skąd to westchnięcie?
- Po prostu układam to sobie w głowie.
- To wszystko działo się tak szybko… Ja wciągnęłam się w tą sprawę z bezsilności… - w końcu wypalam.
- Wiesz… Mówią, że jeśli kiedykolwiek narzekałaś na swoje życie, to wiedz, ze możesz z czasem pożałować, gdy nabierze zbyt dużego tempa…
- Teraz to wiem Tom…
- Jedziemy – powiedział, po czym ruszył w stronę parkingu pod gabinetem.

~

Daniel:

                Dobija mnie to wszystko. Gapienie się w okno i oglądanie szczęśliwych ludzi, chodzących po mieście, trzymających się za ręce, uśmiechniętych… Przecież sam wszystko zepsułem…
                Przeczesuję swoją niezmienną, od nie wiadomo jak długo, fryzurę i wzdycham. Brakuje mi jej. Jej śmiechu, jej wrzasków, jej spojrzenia… Te oczy. Oczy, które mną zawładnęły i nie mogłem się uwolnić.
                Mój telefon próbuje mi dać znać, że ktoś oczekuje rozmowy. Nie mam ochoty rozmawiać. Spoglądam na wyświetlacz i widzę nieudolnie zrobione z nudów zdjęcie Toma u niego w gabinecie, podczas gdy próbował odpalić papierosa.
- Tak? – spodziewam się kolejnej opowieści.
- Wracam z pracy. Masz czas?
- Wpadaj – rzucam i się rozłączam.
Spoglądam za siebie i błyskawicznie sprzątam ten cholerny bałagan. Matka by mnie zabiła za to. Od kiedy wszystko się posypało, nie mam ochoty do życia.
Kilka minut później słyszę dzwonek. Odrywam swój wzrok od tego cholernego okna i otwieram drzwi Tomowi.
- Co dzisiaj ciekawego robiłeś? – zaskakuje mnie tym pytaniem. Wodzę za nim pytającym wzrokiem. Nie pyta się czy może wejść. Idzie prosto do salonu i siada w fotelu.
- Chory jesteś? – rzuciłem. Opieram się łokciem o półkę nad kominkiem.
- Opowiedziała mi dzisiaj randkę.
- O Boże… - wzdycham ciężko. Do tej pory mam wrzody na żołądku.
- Chciałeś się do niej dobrać wtedy? – Tom lustruje mnie wzrokiem.
- Nie. Ale nie powiem, że nie podobało mi się. Ja wcześniej nie patrzyłem na nią w ten sposób.
- Co się zmieniło?
- Ja… Ja ją dokładnie poznałem. I odkryłem, że to najwspanialsza dziewczyna na świecie…

                Kiedy tylko wróciłem do mieszkania, musiałem odreagować. Walnąłem dobrą szklankę Whisky i usiadłem w  fotelu. Przeżywałem traumę. Ta dziewczyna była najdziwniejsza istotą, jaką spotkałem. Nie potrafiła kompletnie się odnaleźć w rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Byłem… Zszokowany. Co ja robiłem? Po co pakowałem się w tą chorą sytuację? Przecież wiedziałem, że nie dam rady jej pomóc. To nie miało sensu.

                Wziąłem szybki prysznic, dla otrzeźwienia i włączyłem komputer. Zalogowałem się na jej konto i szukałem kolejnego chętnego na szybką randkę faceta. Zajęło mi to parę godzin, ale się udało. Około 3 nad ranem umówiłem ją z niejakim Axelem…


*****

Cześć!
Na wstępie przepraszam za nieobecność na Waszych blogach :(
Obiecuję, że jak skończy się ten zapierdziel, to przeczytam wszystko i skomentuję.
OBIECUJĘ!!
Nie mam czasu na nic. 
Nawet na poprawienie tego powyżej (rozdział napisałam to wcześniej, żeby uściślić)
Jeszcze raz przepraszam :((
Niech już będą wakacje...
Do zobaczenia w weekend majowy :D
Buziaki :*

8 kwi 2016

2. Czasem próbujemy nie dostrzegać problemów innych, bo zwyczajnie wiemy, że nie będziemy mogli znieść dodatkowego ciężaru na duszy

*****


Marthe:

                Leżałam na łóżku i czytałam jakąś książkę. Wtedy usłyszałam swój telefon i o mało nie dostałam zawału. Prawie nigdy nikt do mnie nie dzwonił kiedy byłam w domu. Wychodząc, to owszem. Mama. Bo ciekawiło ją gdzie jestem. Ale w domu? Dlatego byłam taka zaskoczona.
                Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam. To była wiadomość od Daniela…

- Co napisał? – dzisiaj Tom jest jakiś nerwowy. Od samego wejścia na wszystko krzywo patrzy.
- Że stoi pod moim domem. Mam 15 minut, żeby się zebrać, inaczej wejdzie i przywita się z domownikami.

                Wiedziałam, że lepszym wyjściem będzie dobrowolne zejście. Mama zrobiłaby mu pranie mózgu. A potem śmiałby się z rok z kolegami, że nadal jestem nienormalną, zakompleksioną córeczką mamusi. Byłam ubrana w swój ukochany sweter i ciemne leginsy. Ubrałam tylko trampki i wzięłam telefon. Na dole założyłam szybko kurtkę i szalik i powiadomiłam rodziców, że zaraz wracam. Ich mina była bezcenna.
                Na zewnątrz zobaczyłam że czarny, świeżo umyty Mercedes stoi na moim podjeździe. Wsiadłam do niego bez zastanowienia.
- Dobrze się czujesz? – byłam na niego wściekła. Nawet na niego nie patrzyłam. – Co Ty sobie wyobrażasz?!
- Uspokoisz się? – wybuchnął śmiechem. Zamilkłam. Spojrzałam w okno. Moim rodzicom o mało się głowy nie poukręcały od wyglądania z kim siedzę w samochodzie.
- Zaraz pomyślą, że handluję prochami. Albo planuję jakiś rabunek – odparłam zażenowana.
- W takim razie jedziemy stąd – uśmiechnął się tajemniczo. Wyglądał jakby serio był na prochach.

- Dokąd pojechaliście? –  Tom wyraźnie się poruszył.
- Do portu… - wzdycham ciężko.
- Do portu… - mlasnął pod nosem i znowu zamilkł.

                Zajechaliśmy na parking przy porcie. Na początku mnie zamurowało. Bo po co miałby mnie tam wywieźć?
- Nie bój się – powiedział szeptem. Wzdrygnęłam się. Nie dość, że wyglądałam jak siedem nieszczęść, bo praktycznie byłam w piżamie, nieumalowana, w rozwalonym koczku na głowie, a obok mnie siedziała odpicowana gwiazda Norwegii.
- O co chodzi?
- Chodź – uśmiechnął się i wysiadł. Po chwili drzwi od strony pasażera się otworzyły i zobaczyłam jego szczupłą dłoń. Nie wiedziałam zbytnio co robić. Zaufać, że nie wrzuci mi do wody i nie będzie spokojnie i z obłędem w oczach oglądał jak się topię, czy stanowczo odmówić i poprosić, by mnie odwiózł.

- Dokąd poszliście? – skierował swój wzrok na kamienicę obok.
- Skąd wiesz, że się zgodziłam? – mówię zaskoczona. – Jeśli nie chcesz mnie słuchać, to powiedz. Chętnie pójdę już… - mówię w odpowiedzi na kierunek jego spojrzenia.
- Ja Cię cały czas uważnie słucham… - to dopiero druga wizyta, ale już mam go serdecznie dość.

                Chwyciłam jego dłoń i wysiadłam z pojazdu. Od razu się wyrwałam z tego cholernego uścisku. Ręka mnie wręcz piekła. Szedł chwilę przede mną i poprosił, bym usiadła na ławeczce opodal. Podkuliłam nogi i objęłam je rękoma. Chyba chciałam się jakoś schować przed nim.
- Dlaczego nie masz faceta? – spytał mnie prosto z mostu. Spojrzałam na niego przerażona.
- Jeśli masz mi zadawać głupie pytania, to lepiej chodźmy stąd – wywróciłam oczami.
- Chciałbym Ci pomóc – prychnęłam głośno. Z tego wszystkiego okoliczne ptaki odleciały wystraszone.
- Nie możesz mi pomóc. Chyba, że ta pomoc polega na zrobieniu ze mnie pośmiewiska. Mało Ci, Tande? – chciałam już iść. Choćby na nogach.
- W ramach rekompensaty. Myślałem nad tym i chciałbym… - zawahał się. Był dziwny tamtego wieczora. Kompletnie go nie rozumiałam. Raz ujarany ziołem, raz przygaszony. Jakby dwie osoby w jednym ciele…

- Zadziwiająca pamięć – zauważył Tom. Wykrzywiam usta w grymasie.
- Te szczegóły pamiętam najdokładniej… - spoglądam ze wstydem na moje spocone dłonie.
- Bo?
- Musisz tyle pytać? – właściwie już krzyczę.
- Odpowiedz na moje pytanie. Sama doskonale wiesz z czym masz problem, ale nie chcesz się do tego przyznać przed samą sobą. Nad tym tu pracujemy – biorę głęboki wdech.
- Tande jest… Był… Jedyną postacią w moim życiu, z którą mam jakiekolwiek dobre wspomnienia…

- Co chciałbyś?
- Chciałbym Ci pomóc. Właściwie wpadłem na to dzisiaj. W kawiarni – dodaje, widząc mój pytający wzrok.
- Załóżmy, że rozważam propozycję. O co chodzi? – nie wiem co mną kierowało. Ufać frajerowi, którego znam tylko ze złych rzeczy.
- Ja będę Ci wyszukiwał odpowiednich facetów, umawiał na randki, a Ty się będziesz z nimi spotykać – znowu wrócił pan ujarany.
- Nie ma mowy! Jeszcze jakiegoś mordercę, albo gwałciciela mi załatwisz!
- Będę chodził z Tobą – dodał spokojniej.
- Jak przyzwoitka? Będziesz siedział obok i trzymał mnie za rękę? – prychnęłam.
- A chciałabyś? – wytknął mi język. Zrobiło mi się dziwnie… Gorąco.
- Nie! To nie byłoby normalne. Co by taki facet pomyślał? Jak ktoś miałby mnie wziąć na poważnie?
- Siedziałbym gdzieś w kącie i mówił do Ciebie. Miałabyś słuchawkę w uchu i mikrofon przy biuście. Tyle – aż za tyle.
- I może mi ten mikrofon jeszcze wsadzisz sam… - wywróciłam oczami.
- Mógłbym, gdybyś poprosiła – uśmiechnął się figlarnie.
- A co z tego będziesz mieć?
- Przebaczone grzechy młodości i czyste sumienie – wyglądał poważnie i jakby serio to miał na myśli…

- Więc się zgodziłaś? – okno nadal było ciekawsze. Spojrzałam i jednak nic mnie nie zainteresowało.
- Chciałam zaszaleć. Zrobić coś innego. Pokazać przede wszystkim sobie, że potrafię. Miałam dość chomąta na szyi.
- I co dalej? – w końcu spogląda na mnie. Czuję się jak mała dziewczynka.

                Następnego ranka, tuż po przebudzeniu żałowałam swojej decyzji. Dopadły mnie olbrzymie wątpliwości i pomyślałam, że jeszcze jest czas, by się wycofać. Zadzwoniłam więc do Ingrid, mojej przyjaciółki. Porozmawiałyśmy i…

- Opowiedz – przerywa mi. Nagle się mną zainteresował?
- Miało być tylko o mnie i o nim.
- Ale ta rozmowa też dotyczy tej relacji.
- Nie sądzę… - mówię zmieszana.
- Nalegam – jaki się zrobił nagle stanowczy.

                Wybrałam numer przyjaciółki. Najpierw odezwała się sekretarka, co mnie specjalnie nie dziwiło. Przecież modelki są zwykle zajęte. Ale wiem też, że oddzwoni. I nie myliłam się. Dziesięć minut później leciałam biegiem z toalety, ze szczoteczką do zębów w buzi, by ją złapać.
- Cześć kochanie! – słyszałam jej radosny głos. Pewnie była gdzieś na jakiś Hawajach.
- Cześć! Co słychać? – próbuję zacząć neutralnie. Odkładam szczoteczkę na chwilę.
- W porządku. Jestem w Kalifornii! – byłam blisko. – A teraz mów co się dzieje – zachichotała. Znała mnie jak mało kto.
-Tande… - to nazwisko było dość popularne w naszym słowniku.
- Spotkaliście się?! – pisnęła.
- Skąd ta euforia? – spytałam zaniepokojona.
- Spotkałam gnoja parę razy. Nie mówiłam Ci, bo wiedziałam, że nie będziesz słuchać – i miała rację.
- Zrobił się miły…
- Wiem. Zauważyłam. I powiem Ci, że serio się zmienił.
- Nie ufam mu nadal.
- Ale nie dzwonisz, żeby mi powiedzieć, że go widziałaś i powiedział Ci cześć, prawda?
- Zaproponował… Nie, Ingrid! To żenujące! Po co ja się zgodziłam?! Kto tak robi?! – usiadłam na łóżku i nerwowo kręciłam się na nim.
- Ale co? Oświadczył Ci się, że tak panikujesz? – bezczelnie się ze mnie śmiała.
- To nie jest śmieszne… - powiedziałam przez zęby.
- Jest! To co zrobił nasz szczypiorek?
- Zaproponował, że załatwi mi randki…
- Co?! – słyszę jak szum ludzi wokół niej nagle zanikł. Chyba wszyscy się zdziwili jej reakcją, bo zrobiło się bardzo cicho.
- Powiedział, że w ramach wynagrodzenia win, chce umawiać mnie na randki z obcymi kolesiami, a on będzie siedział w tym samym lokalu, podsłuchiwał przez mikrofon umieszczony pomiędzy moimi cyckami, a w uchu będę miała słuchawkę, przez którą będzie mi pierdolił co robić! – powiedziałam na jednym wydechu.
- O kuźwa!
- No właśnie…
- Zgodziłaś się mam nadzieję?! – pisnęła mi do ucha.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Tak. Chyba jedyny słuszny. Przecież widzę, znaczy znam Cię na tyle, że wiem co się z Tobą i Twoim życiem dzieje…

- Koniec – mówię.
- Cóż. Tak sobie myślę… On się zjawił w odpowiednim momencie – celniej się nie dało.
- Tak. Zaczynałam wariować w domu. Rodzice mnie nie rozumieli. Miałam upierdliwego brata, który na każdym kroku przypominał mi, że nie mam przyjaciół i jestem sama.
- Chcesz o tym porozmawiać? – pyta.
- Nie. Zdecydowanie nie. W tym temacie mam do powiedzenia tylko, że potrzebowałam się uwolnić z ich…. Opieki?

Na swój sposób się mną opiekowali. Bo mama dostawała ataku serca, gdy długo nie wracałam i wydzwaniała do mnie, gdy dobijała 22 na zegarku… W sytuacji, gdy już serio gdzieś wyszłam ze znajomymi ze studiów, było mi zwyczajnie wstyd. Wyciszałam telefon i udawałam, że idę do toalety i oddzwaniałam. Tata ciągle pracował, więc czasu nie było. Nawet na rozmowę. Właściwie nie wiem jaki on jest. Nie pamiętam, bym kiedyś rozmawiała z nim o czymś poważnym. Czy zwierzała się. Mama to samo. Zupełnie jakby między nami był jakiś mur, którego nie da się przeskoczyć…Brat był młodszy, więc wszystkie wyłapane błędy wychowawcze na moim przypadku, nie były u niego powielane. Zawsze był zabawniejszy, śmielszy, miał więcej znajomych…

- Zazdrościłaś mu?
- Tak – odpowiadam krótko i smutno.

                Zazdrościłam. Bo mama nie czepiała się go jak mnie. Czasem się czułam, jakbym to ja była tą młodszą. Z reguły uważano mnie za głupszą, nieporadną, niezaradną. Siedzącą z nosem w książkach, albo z głową w chmurach. Ta zazdrość mnie niszczyła. A najgorsze było to, że on na każdym kroku mi przypominał, jak samotna jestem. I oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zrobiła odwetu. Mimo wszystko i tak to zawsze była moja wina...

- Nigdy nie zauważyli?
- Nie wiem. Nigdy ich nie zrozumiem…

                W domu musiałam wszystko ogarniać ja. Wracałam z uczelni i musiałam zająć się obiadem, posprzątać dom, zrobić zakupy i dopiero mogłam się uczyć. Najgorzej było, jak miałam więcej wolnego. Wtedy byłam ich służącą. Jakby mi płacili i wymagali posłuszeństwa. Ale nie miałam nic z tego. Nawet dziękuję. Wręcz były wieczne żale i pretensje, że coś wyszło nie tak jak powinno. Ale miałam 21 lat! Nie mogłam niczego umieć idealnie, skoro nikt mi tego nie pokazał…

- Nie płacz – Tom siada obok mnie. Podaje mi paczkę chusteczek i dotyka mojego ramienia. Nie wiem kiedy łzy opuściły moje oczy…
- Przepraszam… Ja zwyczajnie…
- Chyba to był prawdziwy początek opowieści.
- Chyba tak… - nie hamowałam już więcej łez. Pozwoliłam im płynąć.

***

Daniel:

                Tom zadzwonił dość późno. Poprosił, bym przyjechał prosto do jego mieszkania. Cały dzień byłem niespokojny. Ciekawił mnie dalszy bieg wydarzeń. Co takiego powiedziała mu Marthe. Im dalej w las z tą chorą sytuacją, tym bardziej się podpalałem.
                Po 23 pukałem do drzwi. Jego dzieci już pewnie spały i nie chciałem mieć na sumieniu tych trzech rozkosznych robaczków.
- Wejdź – Ester, jego żona, wpuściła mnie do środka.
- Przepraszam, że tak późno, ale dopiero do mnie za…
- Wszystko wiem – kładzie dłoń na moim ramieniu. Uśmiecha się lekko. – Jest w gabinecie.
                Przemierzam nerwowo krótki korytarzyk w jego domu. Tutaj jest tak spokojnie i przytulnie… Chciałbym chyba kiedyś mieć taki dom.
- Wejdź – kiwa dłonią, gdy mnie widzi.
- Co się stało? – widok Toma, z kieliszkiem brandy w dłoni, to prawdziwa rzadkość.
- Ona jest bardziej poraniona niż mi się wydawało…
- Co to znaczy? – proponuje mi trunek, ale odmawiam. Przyjechałem samochodem.
- Wiedziałeś o jej sytuacji w domu?
- Tata coś wspominał, że rodzice wiecznie pracowali, a oni najpierw wychowywali się przez nianie, a potem jakoś sobie radzili… Nie wiem, nie interesowało mnie to.
- Czasem próbujemy nie dostrzegać problemów innych, bo zwyczajnie wiemy, że nie będziemy mogli znieść dodatkowego ciężaru na duszy… - mówi po chwili przerażającej ciszy. Wpatruje się przed siebie i nie reaguje na żaden bodziec.
- Co masz na myśli? – byłem przerażony.
- Rodzice wychowali w niej strach do życia, wstręt do samej siebie. To dziw, że ona nigdy nie wylądowała w szpitalu po próbie samobójczej. Nikt jej nigdy nie pokazał, jak wygląda miłość. Ta bezgraniczna. Wszyscy naokoło dorastali pewnie w kochających rodzinach, mogli im ufać, a ona ciągle była sama ze sobą…
- Nie wiedziałem… - było mi wstyd, że ja jej dokładałem do koszyka zmartwień siebie.
- Nikt pewnie nie wiedział.
- Czułem, że była samotna.
- Co czułeś wtedy w porcie? – nagle zmienia temat. To jedna z tych cech, której w nim nienawidzę.
- Nie rozumiem? – gubię się. Terapeuta powinien raczej wszystko wyjaśniać.

                Zaproponowałem jej pomoc. Wręcz rozpaczliwie pragnąłem komuś pomóc. Żeby nie czuć się pustym. Pomyślałem, że założę jej konto na portalu randkowym i zacznę jej szukać facetów. To chyba było uczciwe. Bała się. Pamiętam jej przerażony wzrok, jakby przede mną siedziała. To było takie…

- Magnetyczne? – unosi brew.
- Coś od dziecka mnie do niej ciągnęło. Już wtedy była wyjątkowa…

                Pamiętam to uczucie, gdy chwyciłem jej dłoń. Jakby mnie przeszyło tysiące iskier. Jakby mnie popieścił prąd… Czułem, że nigdy się od niej nie uwolnię. Wręcz nie chciałem.
                Kiedy byłem młodszy, to pamiętam, że licytowaliśmy się między sobą, kto kim zostanie. Ja od zawsze chciałem być skoczkiem. Inni piłkarzami, narciarzami, biegaczami. Ona zawsze siedziała na ławeczce z książką. Nigdy nie reagowała na nasz śmiech. Tylko książka i ten jej własny świat. Kilka razy dostała piłką, czy papierkiem, ale nigdy nie krzyczała, nie ganiła. Przyzwyczaiła się. Przecież nie reagowaliśmy. Lepiej było się nie narażać. Koleżanki też zwykle jej dopiekały. Bo była trochę większa od nich. Wszystkie szczupłe blondynki, a tu nagle ona. Brunetka o ślicznych zielonych oczach. Dokuczałem jej, bo nie chciałem się wyróżniać. Nie chciałem uchodzić za obrońcę „tej małej grubaski”…

- Nie chciałeś zabawić się w rycerza i jej pomóc?
- Nie. Bałem się…

                Byłem dość lubiany. Dziewczyny za mną szalały i nie chciałem tego psuć. Znaliśmy się. Od przedszkola na siebie wpadaliśmy. Zawsze w jednej grupie lub klasie. Potem, w gimnazjum, wyprowadziliśmy się do Drammen. Ona ponoć niedługo po nas przeniosła się do Oslo. Wtedy kontakt się urwał. I gdy ją spotkałem w tym markecie, wiedziałem, że mam prawdopodobnie tylko jedną szansę.

- Nie dziwię się, że Ci nie ufała.
- Sam się sobie dziwię, że zgodziła się na te randki…
- Chciała desperacko coś zmienić. Chciała nauczyć się kochać…

- Szkoda, że tak późno to zrozumiałem…


*****

Cześć :D
Miało być za tydzień. Jest dzisiaj.
Przypływ jakiejkolwiek weny następuje zwykle, gdy mam dużo nauki. 
Nie jestem zadowolona, ale nie jest najgorzej.
Następny za około 2 tygodnie (jeśli ktoś czeka) ;)
Poniżej ankieta, zapraszam :D
Byłabym wdzięczna, gdybyście wpisały w komentarzu, czy chcecie być informowane :D
Czekam na opinie :))

P.S. Mam małe pytanko. Ostatnio wróciła do mnie miłość do F1 (w końcu!!!)
Mam do Was prośbę. Znacie jakieś opowiadania o tej tematyce?
Błagam, pomocy. Cierpię na niedobór Vettela i spółki :D

Buziaki :*

1 kwi 2016

1. W życiu jest czasem taki moment, że spotykasz ludzi, o których próbowałaś zapomnieć z całej siły. I wcale nie macie wtedy ochoty wpaść sobie w ramiona



*****


4 lata później...


Marthe:

- Zaczynaj – patrzę na niego przerażona.
- Nie wiem od czego… - pocą mi się dłonie. Patrzę na swoje kolana i zaraz stąd wyjdę.
- No dobrze. Spróbujemy inaczej… Jak to się zaczęło? – patrzy na mnie świdrującym wzrokiem.
- Dzieciństwo pomijam – biorę głęboki oddech.
- Wrócimy do niego i tak – mówi spokojnie. On jest nienormalny…


                Mieszkaliśmy na przedmieściach Oslo. Przeprowadziliśmy się kilka lat temu z Narvik, bo tata dostał lepszą pracę. Ktoś by pomyślał, że przecież nie jestem biedna, mam rodzinę, zdrowie, własny pokój i co jeść. Jak mam prawo narzekać? Ale nikt nie był na moim miejscu. Nie wie, że jeśli ktoś z duszą podróżnika, spontaniczny, kochający sarkazm i wolność, nagle zostanie zamknięty w domu, to pomału zaczyna brakować tlenu.


- No widzisz? Jednak potrafisz zacząć. Spokojnie, nie denerwuj się. Jestem tutaj, żeby Ci pomóc – na początku żałowałam, że przyszłam tutaj. Psycholog. Ale tylko on najwyraźniej może mi w czymkolwiek pomóc. Nie radzę sobie z sobą i swoim życiem od tak dawna…


                Miałam dwadzieścia jeden lat. Mogłabym mieć konto w banku, pracę, chłopaka, wspomnianą wolność. Ale pozwoliłam im wejść sobie na głowę. Mama za każdym razem czepiała się wyjść ze znajomymi. Choć jeśli mam być szczera, to nie miałam wielu znajomych. Wręcz kilku. Ingrid, przyjaciółka z podstawówki, robiąca karierę w modelingu. Z przystojnym chłopakiem mieszkaniem w centrum miasta i milionami na koncie. Dziwie się, że jeszcze ze mną rozmawiała. Thomas, informatyk, którego poznałam przez przypadek w gimnazjum, kiedy zepsuł mi się laptop…


- I co z nim nie tak? Często z przyjaźni powstają te najtrwalsze i najbardziej wypełnione miłością związki – jego wzrok coraz bardziej przeszywa mnie na wylot. Jak ktoś myślał, że na wygodnej, skórzanej sofie, w przytulnym gabinecie pana psychologa można łatwo się otworzyć, to jest w błędzie. Chyba, że to ze mną jest problem..
- Gej. Mam mówić dalej? – uśmiecha się pod nosem i prosi skinieniem głowy, bym kontynuowała.


 I Therese. Choć ona jest moją kuzynką, to nie wiem czy mogę ją nazwać znajomą. Ale i tak się czepiali. I dzwonili co godzinę. Od kiedy miałam 14 lat… Konta nie miałam bo nie zarabiam, a kiedy powiedziałam mamie, że szukam pracy, to nazwała mnie niewdzięcznicą i nie odzywała się tydzień…
Więc jak wszystko na to wskazuje, w łańcuchu przyczynowo skutkowym, nie miałam prawa mieć wolności. I chłopaka. Bo nie mam jak go poznać.
Studiowałam. Od pół roku. Postanowiłam zagrać wszystkim na nosie i wybrałam germanistykę. Mama do tej pory mówi o tym z pogardą. Przy znajomych ledwo jej to przechodziło przez gardło. Córka pani przełożonej i inżyniera budownictwa na germanistyce. Cóż. Trudno. Przynajmniej mi się tam trochę podobało. Matti, mój brat, był w podstawówce. Młody, upasiony frajer.


- Mam mówić wszystko, wszystko? – pytam.
- Przede mną nie możesz mieć tajemnic – odpowiada sucho.
- Nie wiem, czy wszystko pamiętam – chcę się wykręcić.
- Obserwuję Cię trochę i wiem, że pamięć do szczegółów to Ty masz niesamowitą – mruży oczy. Cholera. Jednak jest lepszy niż myślałam.


                Miałam zrobić zakupy, ponieważ lodówka była całkowicie pusta. Zaparkowałam pod marketem całodobowym 3 kilometry od domu. Wysiadłam, zabrałam wózek i poszłam kolejno alejkami. Tylko ja miałam świadomość jakąś większą czego brakuje. Mama gotuje tylko w weekendy i to zwykle jakieś pierdoły. A ja miałam spełniać zachcianki żywieniowe brata i taty.
Kręciłam się wokół nabiału. Na moje nieszczęście ktoś ustawił twaróg na samej górze. Próbowałam dosięgnąć, ale moje marne 163 cm wzrostu nie dawały nadziei na za wiele. Westchnęłam ciężko. Próbowałam podskakiwać, ale to na nic.
- Może ja pomogę – zobaczyłam za sobą długą, chudą rękę w czarnym dresie.
- Dzięku… - zamarłam. Tylko tego mi brakowało. Wroga z dzieciństwa.
- Proszę. Marthe – uśmiechał się kpiąco. Poznał mnie palant!
- Czym sobie zasłużyłam, że nadal pamiętasz moje imię? Swoją waga ciężką? – prychnęłam i popchnęłam wózek w kolejną alejkę.
- Nie bądź niemiła. Bo pomyślę, że mimo upływu lat pozostałaś tą wredną kluseczką – łatwo mu było mówić! Wysoki, chudy jak szczypior od dziecka. Pan sportowiec.
- Myśl co chcesz – nie chciałam go widzieć. Przecież to była paranoja. Czy naprawdę jedynym znajomym z podstawówki musi być ten, którego zawsze nienawidziłam? I to akurat kiedy w końcu wyprowadziłam się z tamtego miejsca?


- W życiu jest czasem taki moment, że spotykasz ludzi, o których próbowałaś zapomnieć z całej siły. I wcale nie macie wtedy ochoty wpaść sobie w ramiona – przerywa mi.
- Będzie się Pan wcinał cały czas?
- Tom. I tak. Może to Cię naprowadzi na to czego oczekuję – to on ma jakieś oczekiwania? Nie powinien mnie wysłuchać, powiedzieć co mi jest i pozwolić mi wyjść. – Kontynuuj.


- Myślę, że powinnaś trochę odpuścić. Za szybko osiwiejesz – szedł dalej za mną.
- Nie masz lepszego zajęcia niż łazić za grubym pączkiem? – doskonale pamiętam jego słowa. Do tej pory siedzą mi w głowie i wszystko psują.
- Kończ te zakupy i idziemy na kawę – odpowiedział wesoło. Wytrzeszczyłam oczy. Co on sobie wyobrażał?
- Nie przypominam sobie, żebyśmy byli przyjaciółmi…
- Czas to naprawić – uśmiechnął się tajemniczo. Bałam się pana Tande…


- Rozumiem, że się zgodziłaś…
- W pierwszej chwili pomyślałam, że nie ma mowy, ale…


                Nie wiem co tam robiłam. Nie miałam zielonego pojęcia. Rozglądałam się nerwowo, bo krew mnie zalewała od patrzenia na tego pajaca, jak się łasi do kelnerki przy barze. Co ja tu robiłam? Pewnie wszyscy naokoło zadawali sobie to pytanie. Ja, kluska w ciemnych workowatych ubraniach i szczupły i uchodzący za niezłego przystojniaka skoczek narciarski.
- Mała biała. Z brązowym cukrem – kelnerka podała mi moje zamówienie. Siedział naprzeciwko i uśmiechał się beznadziejnie. Miałam ochotę wyjść. – Czego się boisz? – mrużył oczy i lustrował mnie wzrokiem. Od pasa w górę. Faktycznie, miał na co patrzeć…
- Na pewno nie Ciebie – upiłam łyk napoju. Było mi odrobinę lepiej. Kawa zawsze koiła moje skołatane nerwy. Mogłam zatuszować kłamstwo.
- Nie sądzę – głupi uśmieszek przeszywał jego twarz. Powinnam pojechać do domu i zrobić obiad, jeśli nie chcę kolejnej awantury.
- Czego chcesz? – westchnęłam ciężko.
- Porozmawiać. Powiedz co u Ciebie. Nikt nie ma z Tobą kontaktu – zakrztusiłam się napojem.
- Pytałeś o mnie ludzi?! – zapiszczałam, czym zwróciłam na siebie uwagę pozostałych klientów.
- Oczywiście! Dlaczego nie? – nie wiem czy kłamał, czy tylko chciał się pośmiać z mojego nieogarnięcia.
- Muszę iść – skończyłam szybko kawę i zerwałam się w sekundzie.
- Dokąd?! Masz męża i dziecko do wykarmienia? – chichotał pod nosem.
- Tylko ojca i brata – położyłam na stolik kasę za kawę.
- Poczekaj! – złapał mnie za nadgarstek. – Daj mi swój numer.
- Żebyś nasyłał na mnie kumpli dla żartów? Mało masz rozrywki?
- Przestań! Ja się zmieniłem! – patrzyłam mu w oczy i sama nie wiem co widziałam.
- Nie umiem Ci ufać – powiedziałam twardo.
- Jedna szansa – wzrok zmienił się na łagodniejszy.
- Telefon – wysunęłam dłoń w jego stronę. Odblokował swojego Samsunga i podał mi go dopiero, gdy ustawił tryb wybierania numeru. Wpisałam szybko i zadzwoniłam do siebie. Bez słowa wyszłam z kawiarni. Miałam dość na wtedy…


- Bez słowa? – zdziwił się.
- Bez słowa. No bo miałam udawać, że chcę się przyjaźnić? Przecież nieźle mi zniszczył psychikę w podstawówce. Wiecznie naśmiewał się z mojego wyglądu i dokuczał na każdym kroku.
- Może mu się podobałaś? – pfff! Akurat!
- Nigdy w życiu. On się obracał wokół szczupłych blondynek. Ładnych blondynek.
- Przecież jesteś piękną brunetką. W czym problem?
- W moich ciuchach XL…                          
- To nie jest problem. Jesteś mądrą, wykształconą kobietą – nie wierzę mu.
- Przestań…
- Na dzisiaj koniec? – widzi chyba, że za dużo na jeden raz.
- Zdecydowanie – wstaję z tej nieprzyjemnej kanapy. Podaję mu dłoń.
- Widzimy się za tydzień – uśmiecha się serdecznie. Zastanawiam się ile to potrwa.
- Do zobaczenia – wychodzę. Za drzwiami czeka na wizytę znerwicowany brunet. Mówię wszystkim do widzenia i schodzę na dół. Na parkingu wsiadam do swojego Citroena C4. Dopiero wtedy czuję jaka byłam zestresowana tym spotkaniem. Wypuszczam nerwowo powietrze. Jak ja mam sobie poradzić, ze sobą, jak stresuję się wszystkim dookoła? Czas jechać do domu.


***


Daniel:

                Mój Mercedes parkuje na dobrze znanym parkingu. Odebrałem dziwny telefon od Toma. Wchodzę na górę i witam się ze Stiną, jego sekretarką.
- U siebie? – opieram się na blacie recepcji i uśmiecham się w ten sam sposób co zwykle. Mimo, że blondynka ma męża, zawsze reaguje na moją aparycję.
- Ma pacjenta. Może poczekasz tutaj? – proponuje krzesło obok siebie. Próbuję się elegancko wymigać. Na moje szczęście jakiś facet wychodzi z gabinetu przyjaciela.
- Widzimy się za tydzień – podaje mu dłoń i od razy zauważa moją osobę.
- Cześć Tom! – krzyczę radośnie. Próbuję zatuszować to, że jestem zaniepokojony jego telefonem.
- Cześć pajacu – zaprasza mnie gestem ręki do gabinetu. Puszczam oczko Stinie i idę do znanego pomieszczenia.
- Co się stało? – rozsiadam się na kanapie.
- Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, ale była u mnie pewna pacjentka…
- To akurat mnie nie dziwi. Gdybyś nie miał pacjentów, to oznaczałoby, że jesteś kiepski…
- Nie pajacuj… Strasznie skołowana dziewczyna.
- Ładna? – zapala mi się ta pieprzona  lampka.
- Ładna. Mądra. Nie-szczupła – pierwsze dwie cechy były obiecujące. Od czasów… No nie przepadam za puszystymi.
- A zapowiadało się tak przyjemnie…
- Była u mnie Marthe Nilsen – mówi twardo, a ja zamieram.
- Jak to była u Ciebie? – piszczę.
- Była. Jest moją pacjentką.
- Ale mówiłeś jej coś o mnie? – nagle zabrakło mi tlenu…
- Nie. Nie mam w zwyczaju się tobą chwalić…
- I po to mnie tu zaprosiłeś? – czuję się spięty.
- Chciałbym, żebyś opowiadał mi swoją wersję wydarzeń…
- Zwariowałeś?! To chyba nie jest profesjonalne! Nie wolno Ci! – nagle budzi się we mnie złość.
- Teraz będziesz się robił najuczciwszym ze wszystkich? Nagle odzyskałeś sumienie?
- Ale co chcesz przez to osiągnąć? Nie chcę z nią rozmawiać!
- Nie każę wam rozmawiać. Z tego co mi powiedziała, to ma o tobie najgorsze z możliwych zdanie – uśmiecha się kpiąco. Nie dziwi mnie to. Wszyscy mają o mnie beznadziejne zdanie. Nawet ja sam…
- Nie odpowiedziałeś na pytanie…
- Chcę jej pomóc. Widać, że dziewczyna ma spory problem, ale nie mówi mi wszystkiego…
- Bo nie zaufała Ci do końca.
- To jedna z tych z podwójną fosą.
- Zawsze była wyjątkowa… - wzdycham ciężko.
- Potrzebuję Twojej wersję spotkania w supermarkecie.
- Poważnie będziesz taką świnią?
- Ciebie i tak nie przebiję. Wiesz, że znam zakończenie…
- I będziesz ją okłamywał?
- Będę jej pomagał – najchętniej bym jej powiedział, żeby znalazła lepszego terapeutę. Bo on nie odpuści. Ale chyba mam ją na sumieniu i chce jej pomóc. Chociaż tak uratować resztki sumienia.


                Wstałem po imprezie około dziesiątej. Czy jakoś tak. Zobaczyłem obok siebie jakąś blondynkę. Miałem pomału tego dość. Za łatwo szło. One mnie kojarzyły, same podrywały, a mnie ego samo rosło. Więc to wykorzystywałem. Bezczelnie. Rano robiłem im śniadanie, mówiłem, że zadzwonię i nie dzwoniłem.


- Ale o tym ja wiem… - prycha pod nosem.
- Jej też się tak wcinasz? – mrużę oczy.


                Pojechałem do sklepu spożywczego. Tak, ja też czasem robię zakupy. Potrzebowałem czegoś do picia i do ewentualnego przegryzienia. I wtedy zobaczyłem ją. Próbowała dosięgnąć do twarogu, który jakiś cymbał ustawił na samej górze. Zawsze była niska. I jak to określiłeś, przy nie-szczupła.


- Jak ją rozpoznałeś? Mówiłeś, że nie widzieliście się parę lat.
- Wszędzie bym ją rozpoznał… Za dobrze ją znałem…
- Mów dalej – prosi.


                Podszedłem. Wyciągnęłam swoją długą rękę w stronę najwyższej półki. Zdrętwiała na dźwięk mojego głosu. Nie spodziewała się mnie zdecydowanie. Nie wiem co mną kierowało. Zaprosiłem ją na kawę. Chciałem ją jakoś…


- Zrozumieć? – znowu mi przerywa. I zaraz zgubię wątek. Gromię go wzrokiem.


                Spojrzeć na nią inaczej. Nie jak na nieśmiałą kluseczkę z podstawówki, którą zaczepiałem. Zgodziła się. Niechętnie, ale się zgodziła. Uznałem to za dobry znak. W kawiarni chyba lustrowałem ładne panienki wzrokiem. Nienawidzę tej części swojej natury. Nie chcę wiedzieć jak się poczuła. Chciała już iść. Skupiłem się więc na niej. Obejrzałem ją z góry do dołu i od razu poczułem to znajome uczucie z dzieciństwa. Tęskniłem za tym czymś… Speszyła się i ledwo ją zatrzymałem. Rzuciła na stolik kasę za kawę. Poprosiłem o numer. Wyrwała mi telefon, zapisała numer i wyszła bez słowa.


- Co było dalej? – Tom nawet nie patrzył na mnie. Patrzył za okno. Serio obsrany przez gołębie parapet w kamienicy naprzeciwko jest bardziej interesujący od mojej opowieści?



                W momencie stała się najbardziej interesującą dziewczyną jaką poznałem. Z resztą zawsze taka była. Zapłaciłem i wybiegłem szybko za nią. Udało mi się złapać wzrokiem jej samochód. Jechałem za nią. Zobaczyłam przy którym domu się zatrzymała i postanowiłem tu wrócić wieczorem…

*****

Witajcie w pierwszym rozdziale :)
Dziękuję za tak liczne komentarze po prologiem! :*
 Mam nadzieję, że Was nie zawiodę :D
Mam mieszane uczucia co do tej historii.
Na początku byłam mega podekscytowana tym pomysłem i palce mi się paliły na klawiaturze.
Teraz cierpię na brak weny. 
Mam nadzieję, że szybko ruszę z miejsca.
Dziękuję Wam za tyle cudownych słów pod epilogiem historii o Tinie, Andim i Corni <3
(Cały czas myślę, czy pisać drugą część... (głupia ja))
Czekam na Wasze opinie co do jedyneczki, mam nadzieję, że się spodoba :)
Buziaki :*