26 lip 2016

9. Pamiętaj, że w życiu istnieje coś takiego jak uczucia. I te wredne bestie czasem przejmują nad nami większą kontrolę, niż przypuszczamy

Marthe:

                Tydzień spokoju i oddechu przydał mi się doskonale. Czuję potrzebę spotkania z Tomem i powiedzenia mu co dalej. Chcę mu się wygadać. Chyba to wszystko ma sens. W końcu ktoś mnie słucha. Nie jestem skazana na samą siebie i swój mózg. Wspomnienia przestają boleć, gdy dzielisz je z innymi. Tym bardziej te, o których chcesz zapomnieć.
                Wkładam swoją ulubioną grafitową spódnicę. Idealnie pasuje do białej koszuli, którą wczoraj kupiłam. To ważne spotkanie i ważny klient. Nie mogę zawieźć ani szefa, ani samej siebie. Zwłaszcza, że czuję, że wychodzę na prostą.
                Wkładam swoje najwygodniejsze szpilki, o ile można stwierdzić, że szpilki są wygodne. Brzoskwiniowa szminka ląduje na moich wąskich ustach i wychodzę. Czas zmierzyć się z życiem.
                W pracy jestem praktycznie godzinę przed czasem. Starannie czytam umowę, którą tłumaczyłam i sprawdzam, czy nie ma w niej błędów. Jestem spokojna. Wiem, że będzie dobrze.
- Marthe? – słyszę znajomy głos. Spoglądam na drzwi i widzę Ingrid.
- Cześć. Wszystko w porządku? – podchodzę do niej i mocno przytulam.
- Mogę u Ciebie zostać parę dni? – zamieram.
- Jasne. Ale coś się stało? – pytam.
- Pokłóciłam się z Timem.
- A Twój synek?
- Nie jestem zbyt odpowiedzialna, by zajmować się dzieckiem sama.
- Weź klucze. Przyjadę po południu i pogadamy.
- Ratujesz mi życie – przytula mnie z całej siły.
- Nie rób nic głupiego…
                Mimo sukcesu w pracy, wcale nie jestem szczęśliwa. Mam w głowie smutek i rozgoryczenie na twarzy przyjaciółki. Wiem, że popełniła w życiu błędy, ale Tim nie ma prawa zabierać jej dziecka. Nie jest już modelką. Zmieniła się. Dla niego i ich dziecka. Przytyła, przestała o siebie dbać… Wcale się nie zdziwię, jeśli się dowiem, że ten idiota ma jakąś ździrę na boku.
                Wstępuję do supermarketu i kupuję lasagne na wynos i butelkę wina. Ja dzisiaj nie piję. Podjeżdżam pod blok i wchodzę na swoje poddasze. Słyszę cichą muzykę dobiegającą zza drzwi mojego mieszkania.
- Ingrid? – wołam głośniej.
- Salon – odpowiada. Wchodzę dalej i widzę, że zdążyła się dobrać do moich zapasów. – Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Nie szkodzi. Kupiłam drugą – puszczam jej oczko. – Zjesz coś?
- Nie jestem głodna.
- Musisz jeść…
- Kiedyś słyszałam coś innego. A potem przestałam się pilnować…
- O co poszło? – siadam obok niej i przytulam ją.
- Za mało się staram. Widzę tylko dziecko.
- Ale przecież zajmujesz się domem. Co mu nie pasuje?
- Że dla niego za mało się staram. Że mam męża, to już koniec. Chodzę w worach i bez makijażu. Że na bluzkach mam resztki jedzenia Andreasa i mi to nie przeszkadza. Że zapomniałam o podstawowym obowiązku kobiety. O prezentacji.
- Przepraszam za to co powiem, ale on jest skurwysynem. Nigdy go nie lubiłam.
- Wiem. I miałaś rację.
- Musimy odzyskać Andreasa.
- On mi go nie da. Ta jego popieprzona mamuśka zrobiła mu pranie mózgu.
- Jeśli nie da rady po dobroci, to załatwimy to inaczej.
- Jak? Przecież jego wszyscy znają…
- Znajdziemy sposób.
- Zwalam Ci się na głowę, co?
- Daj spokój. Wiesz, że jesteś u mnie mile widziana – uśmiecham się.
- Nawet po tylu latach?
- Nawet – przytulam ją mocno.
- A Ty? Radzisz sobie?
- Jakoś…
- Co z…?
- Zamknięty temat. Zjedzmy coś.
                Wieczorem wybieram numer Toma. Wahałam się chwilę, ale stwierdziłam, że zaraz się uduszę od nadmiaru emocji.
- Słoneczko, co tam?
- Możemy się spotkać?
- Jutro?
- Dziś.
- Jest 21:47… - chyba nie wybrałam najlepszej pory.
- Wybacz, czasem zapominam o tym, że masz rodzinę – zmieszałam się. – Jutro? 9?
- Jak wstanę – chichocze. – 9 u mnie. Zapraszam na śniadanie.
- Nie, to będzie krótka rozmowa…
- Mimo wszystko i tak zapraszam.
- Do zobaczenia. Pozdrów Ester.
- Do jutra.
- Z kim rozmawiałaś? – Ingrid zaskakuje mnie swoją obecnością w kuchni.
- Z przyjacielem. Chce się spotkać rano – nie powiem jej o Tomie. Uznałaby mnie za idiotkę.
- O której?
- 9. Możesz spać spokojnie – mówię szczerze. Znam jej manię spania do późna. Z resztą ja mam tak samo.
- Okej. Dobranoc i jeszcze raz dzięki za pomoc.
                Rankiem jadę prosto do rezydencji Toma. Jak przez cały tydzień byłam pewna i zbierałam się do tego momentu, tak teraz kompletnie obleciał mnie strach i chcę się schować pod kołdrę.
- Marthe! – Ester jest w wyśmienitym nastroju.
- Przepraszam, że ładuję się Wam w niedzielny poranek, ale…
- Nie gadaj głupot. Wchodź – zaprasza mnie dłonią dalej.
                Tom siedzi na tarasie i popija poranną kawę. Nie patrzy na mnie, tylko przed siebie. Gdzieś tam, w koronach drzew szuka punktu zaczepienia.
- Cześć – mówię cicho.
- Jesteś w końcu – wskazuje dłonią na fotel obok niego.
- A co, stęskniłeś się? – prycham.
- Brakowało mi Twojego psioczenia.
- Jak nie chcesz słuchać, mogę wyjść…
- Mów lepiej. Jestem ciekaw co było dalej – zaciera ręce. Jeszcze popcornu mu brakuje.

                Minęło kilka miesięcy. Zaliczyłam sesję i mogłam w końcu odpocząć. Mama była wściekła, gdy się dowiedziała, że pracuję. Ale miałam to w dupie. Najważniejsze było, że się usamodzielniłam. W wakacje przyjechała do mnie Ingrid i zaproponowała mi dwa tygodnie w Londynie. Zgodziłam się bez wahania.

- Co mama na to?
- A jak myślisz? Powiedziała, że nigdzie nie jadę. Bo coś mi się stanie. Bo mnie zgwałcą, zabiją, itp.
- Jechałaś do Londynu, nie do Bagdadu…
- Moja mama…

                Ingrid dostała duży kontrakt na kampanię reklamową i tam miała mieć sesję zdjęciową. Dla mnie to było coś. W końcu wylot z tego cholernego Oslo. Mogłam zmienić środowisko i odpocząć. A że pracowałam, to miałam oszczędności i mogłam sobie pozwolić na wyjazd.
               
- A Anders?
- Nie umiałam już spotykać się z nim jak kiedyś.
- Zerwałaś z nim?
- Nigdy nie byliśmy razem…
- Ale przecież kilka miesięcy się spotykaliście, tak?
- No tak. Ale… Gdy mnie całował, to ja wcale nie czułam euforii. Wręcz chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym i udawać, że nic się nie działo.
- Spaliście ze sobą?
- Kuźwa, co Cię to obchodzi?! – piszczę. – Nie.
- Przepraszam, nie chciałem być wścibski.
- Do prawdy? Ciężko mi w to uwierzyć…

                Anders przyszedł do mnie dzień przed wyjazdem, że chce ze mną porozmawiać. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo byłam zajęta pakowaniem. Chwilę później słyszałam dzwonek. Zbiegłam na dół i otworzyłam mu drzwi.
                Stal wyszczerzony z kwiatami w ręce i czekał na moją reakcję. Wpuściłam go i pocałowałam w policzek. On chyba oczekiwał czegoś więcej, bo minę miał okropną.
- Stało się coś? Z jakiej to okazji? – wzięłam od niego bukiet. – Dziękuję.
- Z nijakiej. Stęskniłem się – uśmiechnął się głupio.
- Anders, ja…
- Ja zacznę. Póki mam odwagę.
- Coś się stało, tak? Proszę, mów! – przeraziłam się. Minę miał, jakby miał zemdleć zaraz.
- Kocham Cię – wtedy stanęło mi serce.

- Tak z grubej rury?
- Nie pierdolił się.
- A Ty?
- Przecież znasz odpowiedź…

- Ja nie wiem co powiedzieć…
- Wiem, że Cię zaskoczyłem. Że obiecałem zwolnić…

- Obiecał?
- Kilka tygodni wcześniej powiedziałam mu, że potrzebuję oddechu…

- Wyjeżdżam.
- Dokąd?
- Spokojnie. Na wakacje – uspokajam go. Widziałam, że prawie umierał tam z rozpaczy.
- Na ile?
- Dwa tygodnie. Z Ingrid. Do Londynu.
- Uff. To kamień z serca – powiedział i podszedł do mnie.
- Obiecuję pomyśleć – dodałam. Nie wiem po co. Przecież wewnętrznie wiedziałam, ze to nie miało sensu.
- Kiedy lecisz?
- Jutro rano. Pakuję się właśnie…
- Przeszkadzam Ci? Mogłaś mówić! Poszedłbym sobie – mówi zmieszany.
- Nie! Właściwie jestem spakowana. Chcesz herbaty? – pytam grzecznie.
- Chętnie – chyba wtedy mu trochę ulżyło.
- Zapraszam do salonu – poprosiłam, żeby usiadł, a sama powędrowałam do kuchni.

- Długo siedział?
- Godzinkę? Potem wrócił Matti i już się nie dało. Pocałował mnie na do widzenia i kazał na siebie uważać. I prosił bym czasem zadzwoniła czasem.
- Dzwoniłaś?
- Raz.
- Ale urlop się udał.
- Prawie. Pod koniec zadzwonił do mnie Tande…

                Pewnego wieczoru spacerowałam sobie uliczkami Londynu, gdy poczułam wibracje telefonu. Zobaczyłam jego twarz na wyświetlaczu i zamarłam. Zignorowałam pierwszy telefon. Ale za trzecim nie wytrzymałam.
- Czego chcesz kretynie?
- Co słychać?
- Nie Twoja sprawa.
- Wiem, że wyjechałaś. Anders mi się żalił.
- Jesteś pijany – bełkotał.
- Z tęsknoty. Nie ma Cię i musiałem jakoś zapić smutki.
- Jesteś chory psychicznie. Przestań kpić ze mnie.
- Mówię poważnie! Stęskniłem się za Tobą – zamurowało mnie. Te słowa…

­- Znaczyły bardzo wiele, tak?
- Tak… - jest mi wstyd.
- Może on naprawdę coś czuł?
- Tak. Brakowało mu rozrywki…
- Marthe, przestań. Z tego co opowiadasz, to wcale nie jest taki najgorszy.
- Nie doszliśmy jeszcze do punktu kulminacyjnego…

- Coś jeszcze? Jestem zajęta – skłamałam.
- Jak wrócisz, to odezwij się. Brakuje mi tego Twojego ciętego języka.
- Cześć – odpowiedziałam szorstko i rozłączyłam się. Ale mówiąc szczerze, nic mi tak nie poprawiło humoru jak ten cholerny telefon…

~

Daniel:

Wariowałem bez niej. Anders skiełczał, że tęskni, że wyjechała, że powiedział jej, że ją kocha, a ona nic… A ja próbowałem być przyjacielem i jednocześnie myśleć o sobie. Bo ja też tęskniłem, ale nie mogłem o tym nikomu powiedzieć.
Zadzwoniłem do niej w czasie oczekiwania na swoją kolej w kibelku w klubie…

- Ciekawe miejsce na rozmowę.
- Tylko tam byłem bez nachalnego towarzystwa…

                ­Nie trwało to zbyt długo. Spodziewałem się raczej wydzwaniania przez godzinę, potem wrzasków, czy wyłączonego telefonu. Ale odebrała. I nie śmiała się. Wiem, że trochę ją ścięło z nóg. Jak się rano obudziłem, to mnie też ścięło.
                Myślałem o niej 24/7. Do klubów chodziłem dla zabawy, ale każda poznana tam dziewczyna nie była nią. Nawet super-hiper modelki. Chciałem, żeby wróciła, żebyśmy mogli rozmawiać, przekomarzać się…
                Pewnego wieczoru przyszedł do mnie z flaszką…

- Do prawdy, czy wy wszyscy pijecie tam w kadrze na umór?
- Już nie.
- Ja rozumiem, stresujący zawód, ale…
- Zero szacunku? A pomyśl o fankach. Pomyśl co one czuły, jak się dowiedziały, że ich Tande ukochany może być alkoholikiem? Cud, że to jakoś ucichło…
- Zgodziłeś się na odwyk.
- No i udawałem kontuzję pół roku.
- Ale wyszedłeś z tego.
- Wiesz, że gdyby nie Ty…
- Oboje mamy to za sobą. Widocznie miało tak być.

­- Co tam?
- Wróciła.
- I?
- Nie odzywa się. Zadzwoniła raz.
- Ale odezwała się. W czym problem?
- Ona mnie nie chce. Nie wiem czemu. Staram się, robię wszystko jak trzeba, pomału, a ona…
- Ale do miłości nikogo nie zmusisz…
- Chciałem po prostu z nią być… - zaczął wyć. A ja siedziałem i lekko go obejmowałem. Nie wiedziałem co dalej. W zasadzie chciałem wyć z nim.

­- Mimo wszystko, to musiało być komiczne.
- Dobry z Ciebie psycholog…
- No, ale spójrz na to z boku.
- Wiem. Jak dwa nieszczęśliwe geje...

- Zazdroszczę Ci. Zaliczasz jedna po drugiej i się nie angażujesz. Masz wszystko czego potrzeba.
- Czasem chciałbym kochać…
- Ty?! – prychnął. – Nie wierzę, że to mówisz!
- Pamiętaj, że w życiu istnieje coś takiego jak uczucia. I te wredne bestie czasem przejmują nad nami większą kontrolę, niż przypuszczamy…
- Zakochałeś się? – patrzy na mnie zdziwiony.
- Nie. Ktoś to kiedyś powiedział… - wymigałem się zręcznie. – Chodzi o to, że ona potrzebuje czasu. Jest trochę nieśmiała i zagubiona. Ale widocznie nie umie tak już, zaraz, na pstryknięcie palcem.
- Muszę z nią pogadać.
- Pomału. Daj jej czas, niech sama zadzwoni.
- Tak byś zrobił?
- Tak – odpowiedziałem. Wziąłem się za rozlewanie wódki. I on i ja tego potrzebowaliśmy…

- Wiesz, że już wtedy wiedziałeś, że ją kochasz, prawda?
- Tak. Wiedziałem. I te wredne bestie mnie dopadły.
- Ale nie zastanawiało Cię dlaczego?
- Nie. Wiedziałem, że czasem na to nie ma rady.

                Następnego dnia czułem się nawet dobrze. Siłownia, trening i potem postanowiłem iść na spacer…

- A tam ona…
- Powinieneś obstawiać zakłady.

                Siedziała w porcie, na tej samej ławeczce. Z podkulonymi nogami i patrzyła się na zachodzące słońce. Usiadłem obok i zrobiłem tak samo.
- Cześć – odezwałem się pierwszy. Gdzieś w przestrzeni czuć było napięcie.
- Cześć. Co tu robisz?
- Spacerowałem. Czasem tu przychodzę. Ale Ty nie, więc dlatego jestem zaskoczony.
- Musiałam trochę przemyśleć i poukładać sobie.
- Ułożyłaś?

- Tak. Już wiem co chce zrobić – odpowiedziała i spojrzała w moje oczy. Wtedy się rozpłynąłem…


*****

Cześć :D
Wiem, że macie już dość tej dwójki, ale obiecuję, że niedługo finał :D
Wytrzymacie? :D

Jak było w Wiśle? Podzielcie się wrażeniami :D
Ja sobie obiecałam, że mnie nic nie powstrzyma w zimie. Już mam dość tej rozpaczy przez TV. 
Chcę misiaczków zobaczyć na żywo i poczuć te emocje (zima to zima :P) 

Czekam na Wasze opinie :D
Buziaki :*

9 lip 2016

8. Kiedy ktoś Ci mówi, że wie co dla Ciebie lepsze, to zwykle albo ma za duże ego, albo faktycznie Cię zna i to wie

Marthe:

                Godzinę temu wróciłam od Toma. Nie potrafię sobie znaleźć miejsca. Cokolwiek na co nie spojrzę, przypomina mi tego cymbała. Chyba niepotrzebnie skusiłam się na to cholerne ogłoszenie. Jak facet, który kiedyś pracował jako terapeuta dla AA, nagle może stać się najlepszym psychologiem dorosłych ludzi. Przecież nikt o zdrowych zmysłach nie kontynuowałby tej „terapii” u niego.
                Tom jest dziwakiem. Okropnym dziwakiem. Ale, gdyby nie on, to nigdy nie wyszłabym z tego cholernego nałogu. Tak wiele cierpliwości i empatii w to włożył…
                Jutro minie 3,5 roku od wypadku. Miałam mnóstwo szczęścia. To, że żyję. I odzyskałam prawo jazdy… Spadłam na samo dno. Dno, do którego ściągnął mnie Tande. Za to go nienawidzę. Za to, że pozwolił mi uwierzyć w siebie, a potem zostawić z tym wszystkim.
                Czuję się samotna. Bo jestem, nie ma co ukrywać. Nie mam teraz do kogo zadzwonić. Ingrid już dawno ma rodzinę i zajmuje się swoim cudownym synkiem. Therese nie chce mnie znać. W sumie jej się nie dziwię, a Thomas? Ma tego swojego chłopaka i żyją sobie beztrosko w Lillehammer. Tylko ja jak zwykle, nieudacznik życiowy, wiecznie sama…
                Budzę się z samego rana. Jest jeszcze przed szóstą. Nadal panuje ciemność. Nie wiem czemu usnęłam tak szybko. Biorę prysznic i szykuję się do pracy.  Nie chcę jej stracić jak poprzedniej.
                Około południa robię sobie przerwę na lunch. Mam ochotę iść tam i pogadać z Tomem dokładnie w miejscu, w którym właściwie wszystko się zaczęło. Może dlatego bez zastanowienia wybieram jego numer. A on posłusznie zjawia się w tej przeklętej kawiarni chwilę później.
- Wiszę Ci chyba ekstra wypłatę – zamawiam czarną kawę. Przed nim ląduje zielona herbata i sernik.
- Opowiadaj. Nie sądzę, że tak po prostu zadzwoniłaś…

                Byłam wściekła. Tande zwyczajnie miał mnie gdzieś. Chciał pozbyć się wyrzutów sumienia i tyle. Nie mogłam jednak sobie tego przetłumaczyć. Ale przecież to było proste. Ja za dużo sobie wyobraziłam…

­- Miałaś do niego słabość w dzieciństwie?
- Nie. Chodziło raczej o to, że się znaliśmy.
- Bliżej?
- Nie. Był moim sąsiadem. Nic więcej. Ale widywałam go częściej niż innych.

Kiedy mama odprowadzała mnie na przystanek, odbierała go i razem maszerowaliśmy w miejsce zbiórki. Mama jak zwykle zagadywała go, a on miał talent do podlizywania się. Wszędzie potrafił wejść i dotrzeć. Jak jakiś wąż obślizgły. I moją mamę potrafił czarować. A ja stałam obok jak te widły w gnoju i słuchałam, jak urabia moją mamę. A potem wysłuchiwałam w domu, że jestem dziwna i powinnam zachowywać się jak on. Grzeczny, ułożony, mądry… Wcale nie chciała słuchać, że ten idealny blond chłopczyk naśmiewa się ze mnie i mojego nadbagażu przy innych dzieciach. Że nie szczędzi szyderczych uwag. Ale ja go ignorowałam. Nie chciałam pokazać jemu i tym innym chorym psychicznie, rozpieszczonym bachorom, że mogą mnie złamać. Tak nauczyłam się nikomu nie ufać…

- Do teraz Ci to zostało.
- A czego się spodziewasz? Że nagle się otworzę i będę wesołą, radosną panną idealną? Że zapomnę jakimi świniami są ludzie? Dopóki nie jesteś lepszy od nich, to mają Cię za równego, albo przynajmniej nieistotnego. Ale, gdy zaczynasz być mądrzejszy i fajniejszy, czego oni pragną najbardziej, zrobią wszystko, by zrównać Cię z ziemią.
- Tutaj się zgodzę.
- Niezmiernie mnie to cieszy – odpowiadam rozluźniona. Może jednak nie jest taki najgorszy… - Nikt lepiej niż ja nie wiedział co jest dla mnie dobre.
- Kiedy ktoś Ci mówi, że wie co dla Ciebie lepsze, to zwykle albo ma za duże ego, albo faktycznie Cię zna i to wie…
- Skąd bierzesz te złote myśli?
- Z głowy – spogląda na mnie krzywo.

                Wracając do tematu. Postanowiłam w końcu się postawić. Następnego dnia poszłam do tej cholernej kawiarni, bo dowiedziałam się, że szukają kelnerki. Powiedziałam co potrafię, a oni potrzebowali kogoś nowego na gwałt.
                Od razu dostałam fartuszek i przydział do pracy. Szef pokazał mi jak obsługiwać ekspres, kasę i jeszcze jakieś pierdoły...

- To stąd to miejsce… Co się stało, że już tu nie pracujesz?
- Powoli….

                Była połowa dniówki. Trochę byłam zmęczona, ale z okazji, że to był weekend, chciałam popracować dłużej. W tygodniu mogłam wpadać tylko na 3-4 godziny i to po zajęciach. Usłyszałam, że ktoś wchodzi. I od razu ścięło mnie z nóg.

­- Tande z jakąś cziką?
- Tak. Ładną, szczupłą, blond cziką.

                Musiałam podejść i zebrać zamówienie. Ileż bym dała, żeby ponownie ujrzeć tą zestresowaną mordę tego buca. Patrzył na mnie, a jego towarzyszka zaczynała się czerwienić ze złości. Chyba nie pasował jej brak zainteresowania z jego strony.
- Co podać? – spytałam łagodnie.
- Dwie kawy – odpowiedział, czym wzburzył swoją towarzyszkę.
- Ja poproszę zieloną herbatę.
- I dwa ciastka – ponownie odpowiedział za nią.
- Chyba, że zjesz je sam. Ja dziękuję – odpowiedziała szorstko.
- Coś jeszcze będzie dla państwa? Polecam zestaw dla par: dwie kawy + ciasteczka w kształcie serduszek, z delikatnymi zdobieniami z czerwonego lukru – dodałam ze sztucznym uśmiechem na ustach.
- Nie – warknął. – Dziękujemy, ale dzisiaj nie skorzystamy – dodał łagodniej. Odeszłam i wykonałam zamówienie.

- Przyznał się jej, że Cię zna?
- Co Ty?! Ta gnida potrafi jedynie wodzić za nos i kłamać.
- Może czasem mówił prawdę?
- Nie. On zawsze kłamie. Nawet jak nie chce.
- Nie uważasz, że jego ta historia też mogła nieco obejść i poruszyć?
- U niego to się nawet nic nie porusza w spodniach jak się podnieci. Jest nieczułym, bezczelnym chamem.
- Sprawdzałaś? – dodaje z figlarnym spojrzeniem, czym wybija mnie z rytmu.
- Nie – odpowiadam twardo.

                Podałam im zamówienie i wróciłam na miejsce. Miałam jednak ochotę wylać mu na ten obrzydliwy łeb gorącą kawę. Żeby się nauczył, że nieładnie jest być zimnym draniem. Ale postanowiłam to przemilczeć.
                Na szczęście było kilku innych klientów w kawiarni, więc mogłam zająć się pracą i nie myśleć o tym padalcu. Ileż razy czułam na sobie jego spojrzenie. Intensywne, zupełnie wypalające mi skórę.
- Ile płacę? – podszedł do baru niepostrzeżenie, przez co o mało nie stłukłam filiżanki.
- Zaraz podam panu rachunek.
- Nie rób tak – zaskomlał. Pamiętam do teraz reakcję ludzi na moje głośne prychnięcie.
- Chyba mnie pan z kimś pomylił – podałam mu paragon.
- Marthe, daj spokój…
- Kartą czy gotówką? – westchnął tylko i podał mi kartę.
- Zbliżeniowo – dodał.
- Dziękujemy i zapraszamy ponownie – powiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie.
- Nie kłam. Wcale nie chcesz mnie tutaj.
- I w moim życiu też. Idź bądź chamem gdzieś indziej.

­- Odpowiedział coś?
- Nie. Wyszedł.
- Widzieliście się potem?
- Nie. Minęło kilka miesięcy. Ja pracowałam, a on robił za gwiazdę – spoglądam na zegarek. – Muszę lecieć.
- Ja też. Mam wizytę na 13.
- Widzimy się za kilka dni. Muszę odetchnąć.
- Wiesz, że jesteśmy coraz bliżej rozwiązania?
- Wiem. Dlatego potrzebuję chwili, by móc o tym mówić.
- Będzie dobrze. Marthe, ja w Ciebie wierzę – przytula mnie przelotnie i wychodzi, wcześniej zostawiając kilkadziesiąt koron na stoliku. A ja zostaję na środku kawiarni sama. Kompletnie zszokowana.

~

Daniel:

- Dzwoniła i poprosiła o spotkanie – słyszę jego głos w słuchawce. – Nosz kurw… - słyszę klakson.
- Prowadzisz?
- Brawo Szerloku.
- Jak przeszkadzam, to mów.
- Spoko. Już parkuję pod kamienicą.
- Słuchaj… Ja mam wyrzuty sumienia. Ja nie umiem tak dłużej… - przeczesuję dłonią włosy.
- Chcesz mi powiedzieć, że masz już gdzieś rozwiązanie Twojej zagadki?
- Nie… Ja po prostu wiem, znaczy domyślam się, ile ją to kosztuje.
- A Ciebie wcale?
- Ja jestem mniej ważny.
- Oboje jesteście ważni. Dla mnie, dla siebie samych i dla siebie wzajemnie…
- Ona mnie nienawidzi.
- Ona sama nie wie co czuje. Wiesz jak ona wygląda, kiedy o Tobie mówi?
- Jak? – nie wiem czemu pytam.
- Kończę o 18. Wpadnij – rozłącza się. Teraz się, kurwa, rozłącza. Co za frajer przebrzydły!
                Wychodzę z mieszkania i pędzę na siłownię. Muszę gdzieś wyrzucić z siebie to wszystko. Wychodząc potrącam szafkę stojącą w przedpokoju. Na podłogę spada coś szklanego, bo huk tłuczonego szkła rozprzestrzenia się po całym domu. Spoglądam za siebie i widzę potłuczoną ramkę. Doskonale wiem czyje zdjęcie jest w środku…
                Podchodzę wolno i podnoszę je. Patrzę na nie już praktycznie szklanymi oczami i nie mogę przestać się gapić. Ja i ona. Razem, w tym cholernym porcie. Chwilę przed katastrofą. Praktycznie ostatnie chwile szczęścia… Gładzę palcem jej twarz. Szybko jednak otrząsam się. Odkładam fotografię na stolik i biegnę po szufelkę i zamiatam tor przeszkód.
                Na siłowni daję z siebie wszystko. I tak zaniedbałem się tak, że wstyd w ogóle myśleć. Alex mnie zabije. Po prostu. I będzie miał rację. Już dawno ktoś powinien zrobić ze mną porządek. Boję się życia od pewnego momentu. Od pewnej decyzji. Ja się wcale nie dziwię, że ona ma mnie za ostatniego frajera.
- Ludzi nie słyszysz? – dociera do mnie znajomy głos.
- Kenny… - nie chcę go widzieć.
- Ostatnio jesteś dziwny, ale jakoś to załatwimy. Może impreza wieczorem? U mnie? Będą nowe cziki – mruga brwiami.
- Pasuję – odpowiadam. Nie mam ochoty.
- Ty? Tande? Król dancingu?
- Tak, ja. Tande, król idiotyzmu.
- No ale będzie alko!
- Nie piję.
- Od kiedy? – prycha.
- Od kiedy wpadłem w nałóg. Daj mi pobiegać – odpowiadam i nie obserwuję jego reakcji. Wiem, że zbiera szczękę z podłogi. Ja sam jestem zdziwiony, że się w końcu przed kimś przyznałem. Do tej pory wiedział tylko Tom. Z wiadomych przyczyn.
                Kenny znika, a wraz z jego zniknięciem, wyrzuty sumienia gdzieś pędzą w nieznane. Po treningu biorę prysznic, pakuję się i spadam do mieszkania. Robię jakiś szybki obiad i kładę się spać. Potrzebuję snu. Chwili zapomnienia. Ale nie dane mi jest spać. Przynajmniej spokojnie. Myślę o niej. O jej gładkiej pucołowatej twarzyczce. O tym powalającym uśmiechu, którego tak rzadko używa do nokautowania ludzi. Błysku w oku. Tego szalonego, ale za razem powściągliwego. Jakby się bała otworzyć w zupełności. Tylko dwa razy złapałem ją na tym błysku. Z Andersem i wtedy, ze mną…
                Budzę się, choć to chyba nie odpowiednie słowo, po 18. Dzwonię do Toma. Mówi, że jest już w drodze i zaraz wpadnie. Ogarniam mieszkanie. 14 minut później słyszę dzwonek.
- Coś się stało?
- Nie. Spałem. Przynajmniej próbowałem – drapię się po głowie.
- Co słychać?
- Powiedziałem Kennemu o alkoholizmie – nie ma co. Jak z grubej rury, to z grubej.
- Sam z siebie?
- Może czas przestać się okłamywać?
- I dlatego jej zdjęcie leży na widoku? – wiedziałem, że jest spostrzegawczy, ale, że aż tak?
- Stłukłem je przypadkiem.
- Może to nie przypadek?
- Wmów mi jeszcze, że nie wszystko stracone…
- Mów lepiej co się działo, gdy wyszedłeś z kawiarni z tą dziunią…

                Pożegnałem się i odszedłem. Tak, zostawiłem ją na środku ulicy. Nie mogłem znieść tego przeszywającego mnie dalej wzroku Marthe. Nie wiedziałem, że tam pracuje. Byłem pewien, że zamówię kawę, pogadam z dziewczyną, a potem zaproszę do siebie. Ale stało się inaczej…

- Ile razy jeszcze zakończyłeś w ten sposób randki?
- Dwa, może trzy?
- Dalej – kiwa głową.

                Wróciłem do domu. Oczywiście walnąłem kielicha i poszedłem spać. Pamiętam jak dziś, że śniła mi się. Wściekła, obrażona, piękna…

- Wtedy zaczęło świtać?
- Oj tak…

                Chciałem wrócić do tej relacji. Że randki, że rozmowy, spotykanie się. Nawet tych jej docinek mi brakowało. Próbowałem o niej zapomnieć. Chodziłem na imprezy, poznawałem laski, itp. Ten sam mechanizm. Ale to nie były one. Nie były Marthe.
                Zaczynałem wariować. Brakowało mi tej okropnej wiedźmy. A ona sobie pracowała. Czasem podjeżdżałem pod jej kawiarnię i obserwowałem jak obsługuje klientów podając im kawę czy herbatę. Ale nigdy nie wszedłem. Tak kontakt się urwał. Widywałem ją czasem z Andersem w klubach, albo na spacerze. A ona sobie żyła lepiej beze mnie.

- Dlaczego wcześniej mi tego nie powiedziałeś?
- Nie wiem – wzruszam ramionami.
- Terapia nie była skuteczna. Okłamałeś mnie i siebie.
- Ona nadal jest w mojej głowie.
- Jeśli mi nie powiesz wszystkiego, to na zawsze w tej głowie zostanie.
- Ale ja nie chcę. Nie umiem. Nie chcę burzyć tego co mam.
- A jakie ona ma życie? Pracuje od rana do wieczora, wraca, gapi się w okno i idzie spać.
- Ze mną nie byłoby lepiej.
- Oboje jesteście uparci. Jak osły.
- Przynajmniej mamy coś wspólnego.


                Oszalałem na jej punkcie. Nie potrafiłem zebrać myśli. Nagle wróciły mi wspomnienia z dzieciństwa. Było mi wstyd. Taka mądra i wartościowa dziewczyna, a ja miałem to w dupie. Bałem się jakiejś bandy gówniarzy, z którymi nawet teraz nie rozmawiam. Żałuję Tom, cholernie żałuję…


*****

Cześć Misiaczki ;*
Przychodzę do Was w ten okropny zimny, sobotni wieczór z nowym rozdziałem :D
Jestem bardzo ciekawa czy się spodoba :D
Cieszy mnie niezmiernie, że nadal ze mną jesteście. 
Dziękuję :*
I dziękuję za przekroczenie 10000 wyświetleń <3 
Uwielbiam Was :*

A tu obiecana niespodzianka 


Do następnego i buziaki :*