Marthe:
Wczorajsza
rozmowa z Tomem wcale mi nie pomogła. Czułam się jeszcze gorzej. Wręcz
okropnie. Nie chciałam wstać z łóżka i wyjść. Musiałam w końcu iść do tej
cholernej pracy, zanim mnie z niej wywalą i będę musiała wrócić do mamy z
podkulonym ogonem.
Obracam się na
drugi bok i patrzę na pochmurne Oslo. Gdybym mogła, to nigdy bym stąd nie
wyszła. Nie chcę…
Zaufałam mu. Zaufałam jak głupia. Polubiłam
i zaufałam. A on po prostu chciał znaleźć mi chłopaka. Nic więcej. To mnie
bolało. Że nie chciał mnie bardziej. Chciałam więcej. Przyznaj to. Przyznaj, że
chciałaś, żeby to było coś więcej…
Słyszę swój
cholerny telefon. Mama?
- Tak? – odbieram zaskoczona.
- Wpadniesz do nas na obiad?
- Stało się coś czy tak po prostu?
- Po prostu. Dawno się nie widzieliśmy.
- 18?
- Pasuje idealnie – rozłączam się. Coś dziwnego. Ale i chce tam iść.
Stęskniłam się za ich zrzędzeniem. Godzinę
później wychodzę do pracy. Przemierzam ulice Oslo taksówką. Nie będę musiała
wracać po pracy do mieszkania. Pojadę prosto do domu.
Około 17 kończę
ostatnie tłumaczenie i chowam do odpowiedniej teczki. Zamykam gabinet, żegnam
się z Laurą, sekretarką i wychodzę. Wpadam jeszcze na pomysł, żeby kupić coś do
obiadu. Wiem, że wino to nie jest odpowiedni podarunek, ale ja nie muszę pić.
Przed 18 zjawiam
się pod tak dobrze znanym adresem. Drzwi otwiera mi mój kochany, już szczupły
braciszek.
- Marthe – patrzy na mnie pustym wzrokiem. Nasze relacje nie uległy
zmianie. Nadal jest chłodno.
- Cześć – wchodzę do środka. Wita mnie zapach pieczonego kurczaka.
- Marthe, to Ty? – słyszę radosny głos taty.
- Tak – zastanawiam się o co chodzi.
- Wejdź. Zaraz jemy – weszłam do kuchni i zobaczyłam najlepszą zastawę
jaką mieliśmy w domu.
- Ktoś umarł? – rzucam.
- Nie. Chcieliśmy się spotkać. Rzadko u nas bywasz…
- Wystarczyłby jakiś marny ryż z warzywami i Wasze towarzystwo.
- Myj ręce i siadaj do stołu – za tym szerokim uśmiechem dalej czai
się matka tyran. Ale chcę być posłuszna. No inaczej nie umiem.
Siedzimy w ciszy
już kilka minut i kończymy tego cholernego, wysuszonego kurczaka. Czuję się
coraz gorzej tutaj. Chcę już iść.
- Co u Ciebie? – mama nie wytrzymuje.
- Nic specjalnego. Praca i dom.
- Masz już kogoś? – uśmiecham się krzywo.
- Nie – im dłużej zachowam spokój, tym bardziej ją rozjuszę.
- Kiedy poszukasz? Anders był dla Ciebie idealny, ale Ty z jakiś
względów go odrzuciłaś.
- Jeśli tylko po to mnie zaprosiłaś to wybacz, ale przykro mi. Jestem
sama i do Andersa nie wrócę. Ale jeśli koniecznie musisz podać koleżaneczkom
powód, dla którego nie mam męża, to powiedz, że spełniam się zawodowo. Coś
jeszcze? – wstaję gwałtownie. – Wracam do mieszkania. Tam mnie przynajmniej
nikt nie rozstrzeliwuje pytaniami. Dobranoc – dodaję i szybko wychodzę na
zewnątrz.
Czekam na
taksówkę i nie zważam na coraz mocniej padający deszcz od kilku minut. Moknę i
spłukuję z siebie to cholerne uczucie. Wiem, że dobrze zrobiłam. Przestaną mnie
mieć za nic. W domu od razu kładę się spać. Chcę już mieć ten dzień za sobą.
Rankiem szykuję
się do pracy i ponownie mierzę się z chorą rzeczywistością. Po pracy jadę
prosto do Toma. Wizyty co dwa dni są dla mnie wybawieniem. Niezbyt często, żeby
się nie znudzić, ale też wystarczająco często, żeby nie móc się doczekać. Stina
chyba mnie polubiła. Z resztą, zostawiam tutaj trochę wypłaty, przez co i ona
pewnie zarabia.
- Wejdź – Tom otwiera mi drzwi i wskazuje sofę. – Wody?
- Byłam wczoraj u rodziców…
- Oj, to powinienem zaproponować wódkę.
- Mama była miła. Przez 20 minut. Dopóki nie zaczęła wypytywać o
faceta.
- I?
- Powiedziałam, że jestem sama. Liczy się praca i jeśli chce się
pochwalić koleżankom, to jedynie moim stanowiskiem.
- Bez urazy, ale nienawidzę Twojej matki.
- Nic się nie zmieniła. Najchętniej by mnie zamknęła w domu i zrobiła
z siebie służącą. Dobrze, że się wyprowadziłam.
- Wracamy do tematu?
- Tak.
Wróciłam zapłakana do domu. Kiedy się
uspokoiłam, zadzwoniłam po Andersa. Przyjechał prawie zaraz. Otworzyłam mu
drzwi już w lepszym stanie i zaprosiłam do siebie. Poszłam po herbatę i
ciastka, a w kuchni Matti oglądał co robię.
- Kto to?
- Mój chłopak – burknęłam.
Chciałam zatkać im japy.
Po
chwili wróciłam na górę. Anders oglądał moje książki.
- Wszystko przeczytałaś? –
spytał z podziwem.
- Tak. Każdą jedną… - poczułam
się głupio.
- Nie wiem czemu się tego
wstydzisz…
- Bo pewne masz mnie za
dziwoląga.
- Nie.
- Na pewno?
- Kiedy facet mówi nie, to
znaczy nie. Tylko w kobiecej wersji słownika nie, znaczy też tak – uśmiechnął
się szeroko.
- Siadaj – poprosiłam, by usiadł
na sofie.
- Dlaczego zadzwoniłaś?
- Musiałam mieć powód?
- Nie, bardzo mi miło było –
uśmiechnął się do mnie charakterystycznie.
- Cieszę się. Ale jest taka
sprawa, że nie będziemy tutaj sami. Mój brat i mama będą podsłuchiwać pod
drzwiami co robimy.
- Po co?
- Poznaj moją rodzinkę. Mają w
dupie, że mam prywatność i swoje sprawy…
- Marthe… Wszystko w porządku? –
Rozkleiłam się. Wtuliłam się w niego zabeczana. Potem opowiedziałam mu z
grubsza przez co przechodziłam. Czułam, że mam w nim wsparcie.
Około
23 zaczął się zbierać. Cały wieczór, pomijając płacz, spędziliśmy na rozmowach
i opowiadaniu o swoich zainteresowaniach. Zeszliśmy na dół i już Anders miał
wychodzić, gdy w kuchni pojawiła się mama. Widziałam ją, chociaż nic nie
powiedziała. Stała i obserwowała nas.
- Jesteśmy pod obstrzałem –
przytuliłam Andersa i szepnęłam mu do ucha.
- Serio?
- Mhm. Mama – dodałam i
odsunęłam się.
- No to sobie popatrzy –
powiedział, po czym namiętnie wpił się w moje usta.
- Osz kurwa! - Tom się zdziwił.
- No właśnie. Mnie samą zatkało. Już byłam zesrana co się wydarzy,
kiedy wyjdzie.
- Co było dalej?
- Dobranoc mała – powiedział z
uroczym uśmiechem i wyszedł. Wzięłam głęboki oddech. Poczułam się dziwnie. To
nie był pocałunek, dla którego oddałabym życie, ale podobało mi się.
- Jednak potrafisz znaleźć
jakiegoś chłopca – usłyszałam ten przeszywający głos. – Jednak zanim do czegoś
dojdzie, powinnaś go nam przedstawić. Czy się nadaje…
- Moja sprawa. Coś jeszcze?
Jestem zmęczona.
- Nie. Idź odpoczywaj. Zwłaszcza
po takich harcach – puściłam tą uwagę w niepamięć.
- Twoja matka to największe
dziwadło na świecie. Zamiast się cieszyć…
- Mnie to mówisz? Wróciłam do pokoju i poszłam beczeć dalej…
~
Daniel:
Siedzę w
samochodzie i czekam, aż Marthe wyjdzie od Toma. Patrzę na jej citroena i
zastanawiam się czy nie podejść, albo zostawić jakiejś zaszyfrowanej
wiadomości. Chciałbym. Ale nie zrobię tego. Dla jej dobra.
Po kilku minutach
opuściła budynek. Widzę jak kroczy zamyślona w to samo miejsce co zawsze.
Otwiera samochód i wsiada. Chwilę trwa zanim odjedzie. Zawsze robi to samo.
Próbuje zapomnieć o tym wszystkim co opowiedziała Tomowi.
Odpala stacyjkę i
jedzie. Szybko i gwałtownie zrywa się z miejsca. Nie chce tu być. Nie chce
myśleć o mnie. O tym wszystkim. Czekam chwilę i idę na górę.
- Co tam? – Tom wita mnie lekkim uśmiechem w gabinecie.
- Co u niej?
- Coś dziwnego skoro myślisz o kimś poza sobą…
- Zabawne – rzucam się na sofę, na której pewnie przed chwilą
siedziała. Jest jeszcze lekko ciepła.
- Była wczoraj u rodziców.
- Jej matka znowu coś wymyśliła?
- Czepia się, że jest sama. I czemu nie ma z nią Andersa.
- To ostatnie mogłeś mi oszczędzić…
- Nienawidziłeś go, bo ją kochał?
Nie nienawidziłem. Ja po prostu
nie mogłem znieść myśli, że on ją miał…
Podczas przygotowań do nowego sezonu
spotkaliśmy się w Oslo na czymś w rodzaju konferencji. Ja przygaszony,
sponiewierany myślami o Marthe, a on zadowolony, zakochany, szczęśliwy.
Pamiętam jak dziś jak podszedł do mnie i poklepał po plecach, o mało nie
odbijając mi nerek.
- Stary, do końca życia będę Ci
wdzięczny!
- Kiedy ślub? – prychnąłem od
niechcenia.
- Jak tak dalej pójdzie, to
szybciej niż myślisz! – wyszczerzył się. A mnie serce zakuło tak mocno, jakby
mi ktoś zabił wszystkie kociaki. Na moich oczach.
- Cieszę się – odpowiedziałem
niemrawo. Ale telefon, który trzymałem w dłoni, przeżywał katusze. Prawie go
zgniotłem. Anders został zawołany przez trenera, a ja mogłem wrócić do użalania
się nad sobą. Wtedy myślałem, że zwyczajnie zabrano mi zabawkę, którą lubiłem,
ale po jakimś czasie dotarło, że to…
- Ktoś dla Ciebie bardzo ważny. Żeby nie powiedzieć najważniejszy! –
zawył wesoło Tom.
- Wiesz co? Ty jak coś palniesz…
- Powiedz, że nie. No okłam mnie i siebie.
- Była ważna.
- Jest ważna.
- Nie. Już nie.
- To czemu sterczysz jak gnojek i czekasz, aż odjedzie, zamiast po
prostu tu przyjść? – nie odpowiadam.
Chciałem do niej zadzwonić. Przeprosić. Ale
nic nie będzie w stanie zmienić tego co się stało. Ona nigdy nie wybaczyła mi do
końca tego wszystkiego.
Na
sesji starałem się jak mogłem, ale i tak wyglądałem jak miliard nieszczęść w
jednym. Jeszcze ustawili mnie obok Fannisa. On wesoło mnie przytulał i
poklepywał, a ja chciałem mu wykręcić tą kościstą łapę. I nawrzeszczeć, żeby
dał mi spokój.
- Coś taki nie w sosie? Nie
zaliczyłeś? – podśmiewywał się Johann.
- Zaliczyłem. Aż za dużo –
odparłem.
- Chyba nie chodzi o nas? Znaczy
o mnie i Marthe? – dodał swoje Anders.
- Jakie nas? Czy Ty siebie
słyszysz? Ile ją znasz? Dwa tygodnie? – spojrzałem na niego z pogardą.
- A Ty co? Najpierw się z niej
naśmiewasz pół życia, postanawiasz zrobić z niej idiotkę na randkach, a jak już
znajduje tego właściwego, to się robisz zazdrosny. Pierdolony pies ogrodnika!
- Spieprzaj! Nikt Cię nie prosił
o wykład.
- Może jeszcze mi powiesz, że
mam się od niej odczepić.
- Nic takiego nie miałem na
myśli. Powodzenia. Nie wiem czy ktokolwiek oprócz Ciebie z nią wytrzyma.
- Gdybyś ją poznał, tak
naprawdę, to byś wiedział jaka to wartościowa dziewczyna. Idź lepiej na miasto.
Znajdź jakąś chętną i zabaw się. To umiesz najlepiej! – miałem dość. Wziąłem
swoje rzeczy i po prostu wyszedłem. Nie obchodziło mnie co będzie potem.
- A co było potem?
- Kenny zadzwonił do mnie wieczorem. Powiedział, że nie wie o co
chodzi, ale nie jest po niczyjej stronie. Rozumie nas obu i reszta chłopaków
tak samo.
- To chyba dobrze.
- Nie. Cała kadra była poróżniona przez nas. Nie było takiej atmosfery
jak kiedyś.
- Kto pierwszy przeprosił?
- Ja. Bo to była moja wina.
- Kiedy?
- Oj, trochę później…
Wieczorem leżałem w łóżku i myślałem o tym.
O niej. O nim. O nich. Dlaczego jego aż tak wzięło. Analizowałem wszystko co o
niej wiedziałem.
- Wtedy nie miałem pojęcia o rodzinie i jej sytuacji.
- Jaka dla Ciebie była?
Samotna. Zagubiona. Nieśmiała. Coś chowała.
Głęboko. Nikt nie mógł tam wejść. Chyba Anders był pierwszy. I dlatego chyba
tak mnie to bolało. Bo ja ją znałem tyle czasu. Pomogłem jej z tym, ale ona i
tak wolała powiedzieć wszystko jemu.
Wiem,
że mi nie ufała. Nie dziwiłem się. Sam bym sobie nie ufał. Ale nadal nie
rozumiałem. Zwykle to ja rzucałem urok. Do mnie lgnęły wszystkie. No prawie.
Ona była wyjątkiem. Ale co mogłem więcej
zrobić? Nic.
- Potem zasnąłem. Następnego dnia pojechałem na siłownię i wieczorem
postanowiłem odwiedzić rodziców.
- Co u nich?
- Luz. Dobrze się mają.
Mama mi wtedy
trochę poukładała w głowie. Powiedziała, że powinienem się uspokoić, przemyśleć
to i zrozumieć, że pomogłem tej dziewczynie i nie powinienem się wtrącać. Jeśli
tak bardzo chcę pomagać, to powinienem znaleźć inne samotne kobiety i działać
podobnie.
- Matka Ci to zaproponowała? – Tom wybucha śmiechem.
- Teraz to też mnie śmieszy.
- Co odpowiedziałeś?
- Oszalałaś?
- Nie. Dlaczego? Przecież dobrze
Ci idzie.
- To była jednoradowa akcja.
- Na emeryturze pewnie i tak do
tego wrócisz – poczochrała mi włosy i wyszła.
Zostałem
w sypialni sam. Coś mnie tknęło i wszedłem na ten cholerny profil. Chciałem
poszukać czegoś dla siebie.
*****
Cześć :D
Dziękuję za tak liczne pojawienie się pod ostatnim rozdziałem :D
Cieszę się, że nie wyszło najgorzej :P
Nie zabijajcie Tande. Oni są naprawdę pogubieni :D
Za tydzień zjawię się z pewną niespodzianką, więc wypatrujcie informacji przy najbliższym weekendzie :D
Jutro mecz, a ja już kompletnie jestem poniesiona emocjami :D
To do następnego :D
Mam nadzieję, że u Was wszystko nadrobiłam :D
Buziaki :*