Marthe:
Tydzień spokoju i
oddechu przydał mi się doskonale. Czuję potrzebę spotkania z Tomem i
powiedzenia mu co dalej. Chcę mu się wygadać. Chyba to wszystko ma sens. W
końcu ktoś mnie słucha. Nie jestem skazana na samą siebie i swój mózg.
Wspomnienia przestają boleć, gdy dzielisz je z innymi. Tym bardziej te, o
których chcesz zapomnieć.
Wkładam swoją
ulubioną grafitową spódnicę. Idealnie pasuje do białej koszuli, którą wczoraj
kupiłam. To ważne spotkanie i ważny klient. Nie mogę zawieźć ani szefa, ani samej
siebie. Zwłaszcza, że czuję, że wychodzę na prostą.
Wkładam swoje
najwygodniejsze szpilki, o ile można stwierdzić, że szpilki są wygodne.
Brzoskwiniowa szminka ląduje na moich wąskich ustach i wychodzę. Czas zmierzyć
się z życiem.
W pracy jestem
praktycznie godzinę przed czasem. Starannie czytam umowę, którą tłumaczyłam i
sprawdzam, czy nie ma w niej błędów. Jestem spokojna. Wiem, że będzie dobrze.
- Marthe? – słyszę znajomy głos. Spoglądam na drzwi i widzę Ingrid.
- Cześć. Wszystko w porządku? – podchodzę do niej i mocno przytulam.
- Mogę u Ciebie zostać parę dni? – zamieram.
- Jasne. Ale coś się stało? – pytam.
- Pokłóciłam się z Timem.
- A Twój synek?
- Nie jestem zbyt odpowiedzialna, by zajmować się dzieckiem sama.
- Weź klucze. Przyjadę po południu i pogadamy.
- Ratujesz mi życie – przytula mnie z całej siły.
- Nie rób nic głupiego…
Mimo sukcesu w
pracy, wcale nie jestem szczęśliwa. Mam w głowie smutek i rozgoryczenie na
twarzy przyjaciółki. Wiem, że popełniła w życiu błędy, ale Tim nie ma prawa
zabierać jej dziecka. Nie jest już modelką. Zmieniła się. Dla niego i ich
dziecka. Przytyła, przestała o siebie dbać… Wcale się nie zdziwię, jeśli się
dowiem, że ten idiota ma jakąś ździrę na boku.
Wstępuję do
supermarketu i kupuję lasagne na wynos i butelkę wina. Ja dzisiaj nie piję.
Podjeżdżam pod blok i wchodzę na swoje poddasze. Słyszę cichą muzykę
dobiegającą zza drzwi mojego mieszkania.
- Ingrid? – wołam głośniej.
- Salon – odpowiada. Wchodzę dalej i widzę, że zdążyła się dobrać do
moich zapasów. – Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Nie szkodzi. Kupiłam drugą – puszczam jej oczko. – Zjesz coś?
- Nie jestem głodna.
- Musisz jeść…
- Kiedyś słyszałam coś innego. A potem przestałam się pilnować…
- O co poszło? – siadam obok niej i przytulam ją.
- Za mało się staram. Widzę tylko dziecko.
- Ale przecież zajmujesz się domem. Co mu nie pasuje?
- Że dla niego za mało się staram. Że mam męża, to już koniec. Chodzę
w worach i bez makijażu. Że na bluzkach mam resztki jedzenia Andreasa i mi to
nie przeszkadza. Że zapomniałam o podstawowym obowiązku kobiety. O prezentacji.
- Przepraszam za to co powiem, ale on jest skurwysynem. Nigdy go nie
lubiłam.
- Wiem. I miałaś rację.
- Musimy odzyskać Andreasa.
- On mi go nie da. Ta jego popieprzona mamuśka zrobiła mu pranie
mózgu.
- Jeśli nie da rady po dobroci, to załatwimy to inaczej.
- Jak? Przecież jego wszyscy znają…
- Znajdziemy sposób.
- Zwalam Ci się na głowę, co?
- Daj spokój. Wiesz, że jesteś u mnie mile widziana – uśmiecham się.
- Nawet po tylu latach?
- Nawet – przytulam ją mocno.
- A Ty? Radzisz sobie?
- Jakoś…
- Co z…?
- Zamknięty temat. Zjedzmy coś.
Wieczorem
wybieram numer Toma. Wahałam się chwilę, ale stwierdziłam, że zaraz się uduszę
od nadmiaru emocji.
- Słoneczko, co tam?
- Możemy się spotkać?
- Jutro?
- Dziś.
- Jest 21:47… - chyba nie wybrałam najlepszej pory.
- Wybacz, czasem zapominam o tym, że masz rodzinę – zmieszałam się. –
Jutro? 9?
- Jak wstanę – chichocze. – 9 u mnie. Zapraszam na śniadanie.
- Nie, to będzie krótka rozmowa…
- Mimo wszystko i tak zapraszam.
- Do zobaczenia. Pozdrów Ester.
- Do jutra.
- Z kim rozmawiałaś? – Ingrid zaskakuje mnie swoją obecnością w
kuchni.
- Z przyjacielem. Chce się spotkać rano – nie powiem jej o Tomie.
Uznałaby mnie za idiotkę.
- O której?
- 9. Możesz spać spokojnie – mówię szczerze. Znam jej manię spania do
późna. Z resztą ja mam tak samo.
- Okej. Dobranoc i jeszcze raz dzięki za pomoc.
Rankiem jadę
prosto do rezydencji Toma. Jak przez cały tydzień byłam pewna i zbierałam się
do tego momentu, tak teraz kompletnie obleciał mnie strach i chcę się schować
pod kołdrę.
- Marthe! – Ester jest w wyśmienitym nastroju.
- Przepraszam, że ładuję się Wam w niedzielny poranek, ale…
- Nie gadaj głupot. Wchodź – zaprasza mnie dłonią dalej.
Tom siedzi na
tarasie i popija poranną kawę. Nie patrzy na mnie, tylko przed siebie. Gdzieś
tam, w koronach drzew szuka punktu zaczepienia.
- Cześć – mówię cicho.
- Jesteś w końcu – wskazuje dłonią na fotel obok niego.
- A co, stęskniłeś się? – prycham.
- Brakowało mi Twojego psioczenia.
- Jak nie chcesz słuchać, mogę wyjść…
- Mów lepiej. Jestem ciekaw co było dalej – zaciera ręce. Jeszcze
popcornu mu brakuje.
Minęło kilka miesięcy. Zaliczyłam sesję i
mogłam w końcu odpocząć. Mama była wściekła, gdy się dowiedziała, że pracuję.
Ale miałam to w dupie. Najważniejsze było, że się usamodzielniłam. W wakacje
przyjechała do mnie Ingrid i zaproponowała mi dwa tygodnie w Londynie.
Zgodziłam się bez wahania.
- Co mama na to?
- A jak myślisz? Powiedziała, że nigdzie nie jadę. Bo coś mi się
stanie. Bo mnie zgwałcą, zabiją, itp.
- Jechałaś do Londynu, nie do Bagdadu…
- Moja mama…
Ingrid
dostała duży kontrakt na kampanię reklamową i tam miała mieć sesję zdjęciową.
Dla mnie to było coś. W końcu wylot z tego cholernego Oslo. Mogłam zmienić
środowisko i odpocząć. A że pracowałam, to miałam oszczędności i mogłam sobie
pozwolić na wyjazd.
- A Anders?
- Nie umiałam już spotykać się z nim jak kiedyś.
- Zerwałaś z nim?
- Nigdy nie byliśmy razem…
- Ale przecież kilka miesięcy się spotykaliście, tak?
- No tak. Ale… Gdy mnie całował, to ja wcale nie czułam euforii. Wręcz
chciałam jak najszybciej zapomnieć o tym i udawać, że nic się nie działo.
- Spaliście ze sobą?
- Kuźwa, co Cię to obchodzi?! – piszczę. – Nie.
- Przepraszam, nie chciałem być wścibski.
- Do prawdy? Ciężko mi w to uwierzyć…
Anders przyszedł do mnie dzień przed
wyjazdem, że chce ze mną porozmawiać. Nie przejęłam się tym zbytnio, bo byłam
zajęta pakowaniem. Chwilę później słyszałam dzwonek. Zbiegłam na dół i
otworzyłam mu drzwi.
Stal
wyszczerzony z kwiatami w ręce i czekał na moją reakcję. Wpuściłam go i
pocałowałam w policzek. On chyba oczekiwał czegoś więcej, bo minę miał okropną.
- Stało się coś? Z jakiej to
okazji? – wzięłam od niego bukiet. – Dziękuję.
- Z nijakiej. Stęskniłem się –
uśmiechnął się głupio.
- Anders, ja…
- Ja zacznę. Póki mam odwagę.
- Coś się stało, tak? Proszę,
mów! – przeraziłam się. Minę miał, jakby miał zemdleć zaraz.
- Kocham Cię – wtedy stanęło mi
serce.
- Tak z grubej rury?
- Nie pierdolił się.
- A Ty?
- Przecież znasz odpowiedź…
- Ja nie wiem co powiedzieć…
- Wiem, że Cię zaskoczyłem. Że
obiecałem zwolnić…
- Obiecał?
- Kilka tygodni wcześniej powiedziałam mu, że potrzebuję oddechu…
- Wyjeżdżam.
- Dokąd?
- Spokojnie. Na wakacje –
uspokajam go. Widziałam, że prawie umierał tam z rozpaczy.
- Na ile?
- Dwa tygodnie. Z Ingrid. Do
Londynu.
- Uff. To kamień z serca –
powiedział i podszedł do mnie.
- Obiecuję pomyśleć – dodałam.
Nie wiem po co. Przecież wewnętrznie wiedziałam, ze to nie miało sensu.
- Kiedy lecisz?
- Jutro rano. Pakuję się
właśnie…
- Przeszkadzam Ci? Mogłaś mówić!
Poszedłbym sobie – mówi zmieszany.
- Nie! Właściwie jestem
spakowana. Chcesz herbaty? – pytam grzecznie.
- Chętnie – chyba wtedy mu
trochę ulżyło.
- Zapraszam do salonu –
poprosiłam, żeby usiadł, a sama powędrowałam do kuchni.
- Długo siedział?
- Godzinkę? Potem wrócił Matti i już się nie dało. Pocałował mnie na
do widzenia i kazał na siebie uważać. I prosił bym czasem zadzwoniła czasem.
- Dzwoniłaś?
- Raz.
- Ale urlop się udał.
- Prawie. Pod koniec zadzwonił do mnie Tande…
Pewnego wieczoru spacerowałam sobie
uliczkami Londynu, gdy poczułam wibracje telefonu. Zobaczyłam jego twarz na
wyświetlaczu i zamarłam. Zignorowałam pierwszy telefon. Ale za trzecim nie
wytrzymałam.
- Czego chcesz kretynie?
- Co słychać?
- Nie Twoja sprawa.
- Wiem, że wyjechałaś. Anders mi
się żalił.
- Jesteś pijany – bełkotał.
- Z tęsknoty. Nie ma Cię i
musiałem jakoś zapić smutki.
- Jesteś chory psychicznie.
Przestań kpić ze mnie.
- Mówię poważnie! Stęskniłem się
za Tobą – zamurowało mnie. Te słowa…
- Znaczyły bardzo wiele,
tak?
- Tak… - jest mi wstyd.
- Może on naprawdę coś czuł?
- Tak. Brakowało mu rozrywki…
- Marthe, przestań. Z tego co opowiadasz, to wcale nie jest taki
najgorszy.
- Nie doszliśmy jeszcze do punktu kulminacyjnego…
- Coś jeszcze? Jestem zajęta –
skłamałam.
- Jak wrócisz, to odezwij się.
Brakuje mi tego Twojego ciętego języka.
- Cześć – odpowiedziałam
szorstko i rozłączyłam się. Ale mówiąc szczerze, nic mi tak nie poprawiło
humoru jak ten cholerny telefon…
~
Daniel:
Wariowałem bez
niej. Anders skiełczał, że tęskni, że wyjechała, że powiedział jej, że ją
kocha, a ona nic… A ja próbowałem być przyjacielem i jednocześnie myśleć o
sobie. Bo ja też tęskniłem, ale nie mogłem o tym nikomu powiedzieć.
Zadzwoniłem
do niej w czasie oczekiwania na swoją kolej w kibelku w klubie…
- Ciekawe miejsce na rozmowę.
- Tylko tam byłem bez nachalnego towarzystwa…
Nie trwało to zbyt długo. Spodziewałem się
raczej wydzwaniania przez godzinę, potem wrzasków, czy wyłączonego telefonu. Ale
odebrała. I nie śmiała się. Wiem, że trochę ją ścięło z nóg. Jak się rano
obudziłem, to mnie też ścięło.
Myślałem
o niej 24/7. Do klubów chodziłem dla zabawy, ale każda poznana tam dziewczyna
nie była nią. Nawet super-hiper modelki. Chciałem, żeby wróciła, żebyśmy mogli
rozmawiać, przekomarzać się…
Pewnego
wieczoru przyszedł do mnie z flaszką…
- Do prawdy, czy wy wszyscy pijecie tam w kadrze na umór?
- Już nie.
- Ja rozumiem, stresujący zawód, ale…
- Zero szacunku? A pomyśl o fankach. Pomyśl co one czuły, jak się
dowiedziały, że ich Tande ukochany może być alkoholikiem? Cud, że to jakoś
ucichło…
- Zgodziłeś się na odwyk.
- No i udawałem kontuzję pół roku.
- Ale wyszedłeś z tego.
- Wiesz, że gdyby nie Ty…
- Oboje mamy to za sobą. Widocznie miało tak być.
- Co tam?
- Wróciła.
- I?
- Nie odzywa się. Zadzwoniła
raz.
- Ale odezwała się. W czym
problem?
- Ona mnie nie chce. Nie wiem
czemu. Staram się, robię wszystko jak trzeba, pomału, a ona…
- Ale do miłości nikogo nie
zmusisz…
- Chciałem po prostu z nią być…
- zaczął wyć. A ja siedziałem i lekko go obejmowałem. Nie wiedziałem co dalej.
W zasadzie chciałem wyć z nim.
- Mimo wszystko, to musiało
być komiczne.
- Dobry z Ciebie psycholog…
- No, ale spójrz na to z boku.
- Wiem. Jak dwa nieszczęśliwe geje...
- Zazdroszczę Ci. Zaliczasz
jedna po drugiej i się nie angażujesz. Masz wszystko czego potrzeba.
- Czasem chciałbym kochać…
- Ty?! – prychnął. – Nie wierzę,
że to mówisz!
- Pamiętaj, że w życiu istnieje
coś takiego jak uczucia. I te wredne bestie czasem przejmują nad nami większą
kontrolę, niż przypuszczamy…
- Zakochałeś się? – patrzy na
mnie zdziwiony.
- Nie. Ktoś to kiedyś
powiedział… - wymigałem się zręcznie. – Chodzi o to, że ona potrzebuje czasu.
Jest trochę nieśmiała i zagubiona. Ale widocznie nie umie tak już, zaraz, na
pstryknięcie palcem.
- Muszę z nią pogadać.
- Pomału. Daj jej czas, niech
sama zadzwoni.
- Tak byś zrobił?
- Tak – odpowiedziałem. Wziąłem
się za rozlewanie wódki. I on i ja tego potrzebowaliśmy…
- Wiesz, że już wtedy wiedziałeś, że ją kochasz, prawda?
- Tak. Wiedziałem. I te wredne bestie mnie dopadły.
- Ale nie zastanawiało Cię dlaczego?
- Nie. Wiedziałem, że czasem na to nie ma rady.
Następnego dnia czułem się nawet dobrze.
Siłownia, trening i potem postanowiłem iść na spacer…
- A tam ona…
- Powinieneś obstawiać zakłady.
Siedziała
w porcie, na tej samej ławeczce. Z podkulonymi nogami i patrzyła się na
zachodzące słońce. Usiadłem obok i zrobiłem tak samo.
- Cześć – odezwałem się
pierwszy. Gdzieś w przestrzeni czuć było napięcie.
- Cześć. Co tu robisz?
- Spacerowałem. Czasem tu
przychodzę. Ale Ty nie, więc dlatego jestem zaskoczony.
- Musiałam trochę przemyśleć i
poukładać sobie.
- Ułożyłaś?
- Tak. Już wiem co chce zrobić –
odpowiedziała i spojrzała w moje oczy. Wtedy się rozpłynąłem…
*****
Cześć :D
Wiem, że macie już dość tej dwójki, ale obiecuję, że niedługo finał :D
Wytrzymacie? :D
Jak było w Wiśle? Podzielcie się wrażeniami :D
Ja sobie obiecałam, że mnie nic nie powstrzyma w zimie. Już mam dość tej rozpaczy przez TV.
Chcę misiaczków zobaczyć na żywo i poczuć te emocje (zima to zima :P)
Czekam na Wasze opinie :D
Buziaki :*