22 gru 2016

12. Są takie historie, o których nie chcemy pamiętać. Są też takie, które wspominamy latami. A są też takie, obok których przechodzimy obojętnie. Ta jest tą pierwszą

Daniel:

                Od rana Tom był jakiś niespokojny. Mówił, że nie może się skupić i jedzie z Marthe do portu. Wewnętrznie czułem, że to ten moment. Że właśnie dzisiaj opowiedziała mu końcówkę tej naszej cholernej historii.
                Patrzyłem tępo w jej zdjęcie. Przyniosłem je do sypialni i postawiłem w nowej ramce na szafce nocnej. To zdjęcie przedstawiało nas przed jedną z randek. Robiłem jej zdjęcie, bo  była taka przerażona i nieporadna… Zakryła całą twarz dłońmi i odwróciła się ode mnie. Zachichotałem. Brakuje mi jej. Tak bardzo chciałbym, żeby dała mi drugą szansę. Cholernie mocno tego pragnę.
                Odwracam się na plecy i gapię w ten sufit. Do tej pory pamiętam jaki byłem wtedy szczęśliwy. Tamtej nocy chciałem, żeby poczuła się jak królowa, najważniejsza dla mnie osoba. Żeby wiedziała ile dla mnie znaczy. I nie wiem czemu tak się zachowałem. Jestem największym dupkiem na świecie. Nie musi mi nikt tego przypominać. Sam siebie ukarałem. Straciłem kobietę swojego życia…

~

Marthe:

- Co było potem? – po raz miliardowy zadaje to beznadziejne pytanie.
- Im częściej tego używasz, tym szybciej chcę skończyć tą opowieść. To jakiś rodzaj tortur?
- Skoro trzeba z Ciebie wszystko wyciągać?

                Obudziłam się w dziwnym nastroju. Miałam wyrzuty sumienia, bo był Felix. On nadal myślał o kolejnych spotkaniach i kontynuowaniu znajomości. Ale wtedy myślałam tylko o jednym facecie. Tym, który spał obok mnie. Przytulał mnie do siebie z całej siły i słodko pochrapywał. Chichotałam na ten widok. Nie nadążałam za rejestrowaniem jego zachowania. Uśmiechał się i tak uroczo mlaskał pod nosem. A jego dłoń cały czas spoczywała na moim brzuchu.
- Cześć kochanie – usłyszałam po chwili gapienia się w sufit…

- Nie chcę wiedzieć co uczynił Twój żołądek – uśmiecham się pod nosem.

- Kochanie? – zdziwiłam się. Spojrzałam na niego, a on posyłał mi jeden z tych swoich firmowych uśmiechów. Ale wtedy to dla mnie było wszystko. Przysunął się i pocałował mnie, chyba najczulej jak potrafił.
- Wyspałaś się? – wsparł się na ramieniu i drugą dłonią rysował bliżej nieokreślone kształtem linie na mojej twarzy.
- Tak – nie byłam w stanie mówić więcej.
- Nie masz pojęcia, jak bardzo tego chciałem.
- Kolejna do kolekcji? – puściłam mu oczko. Oczekiwałam jakiejś żartobliwej odpowiedzi w jego stylu, ale położył się na plecach, robiąc przy tym kwaśną minę. – O co chodzi?
- Powinnaś wracać do Felixa… - poczułam, jakby ktoś niewidzialny sprał mnie na kwaśne jabłko…

- Naprawdę tak powiedział?! – Tom jest w szoku.
- Tak. A ja się poczułam jak tania dziwka.
- Nie miał tego na myśli.
- Skąd to możesz wiedzieć?
- Bo tak nie zachowuje się facet, który chce tylko zaliczyć laskę.
- Akurat – prycham.

- Chyba Cię popierdoliło… - odsunęłam się od niego gwałtownie. Wstałam i szybko zaczęłam zbierać swoje ubrania. – Jesteś zwykłą zakłamaną świnią.  A ja Ci zaufałam… - nie czekałam na odpowiedź. On nawet nie zamierzał mi odpowiedzieć. Wyszłam i za drzwiami rozbeczałam się jak dziecko.
                Uprzedzając Twoje pytanie, dalej wróciłam do domu. Zmyłam z siebie ślady jego użytkowania i poszłam beczeć dalej. Wieczorem obudziłam się strasznie zmęczona. Potrzebowałam jakiegoś pocieszenia. Łudziłam się, że może będzie dzwonił. Ale telefon milczał. Kupiłam trzy butelki wina i wróciłam do domu. Nie obchodziło mnie, że wszyscy byli w domu i obserwowali moją histerię. Upiłam się.

- A rano wsiadłaś do samochodu?
- Pojechałam do pracy. Przecież musiałam coś zrobić ze sobą…

                Szef zauważył, że jestem pijana i kazał mi wracać do domu. A potem wiesz co się stało… Nie wiem jak mogłam nie zauważyć czerwonego światła. Przejechałam, a za mną podążał radiowóz. Zabranie prawa jazdy na 3 lata i grzywna postawiły mnie na nogi. Na krótko, ale postawiły.

- Nie wiem co bym zrobiła, gdyby nie ta terapia i numer do Ciebie.
- Wiesz, że sam przez to przechodziłem.
- Wiem. Alkoholizm to straszna choroba… - łzy płyną po moich policzkach. - Wiesz co jest najgorsze w tym wszystkim? Ja nie umiałam przejść do porządku dziennego. A on sobie dalej żył, skakał, podrywał panny. Ja go kochałam go. Kochałam go od zawsze. Chciałam, żeby był inny, żeby mi udowodnił, że po prostu był tchórzem, ale żeby był inny…
- Masz rozwiązanie swojego problemu. Nie chciałaś przyjąć do wiadomości, że go kochałaś. Że nie zapomniałaś. Dusiłaś w sobie przez tyle lat to wszystko…
- Są takie historie, o których nie chcemy pamiętać. Są też takie, które wspominamy latami. A są też takie, obok których przechodzimy obojętnie. Ta jest tą pierwszą…
- Ale nie można tak. Dlaczego tak długo zwlekałaś?
- Nie ufałam nikomu. Nie umiałam.
- A Ingrid?
- Ona nie potrafiła zrozumieć, dlaczego ktoś mógłby się w nim zakochać. Dla niej był burakiem i hejtowała każdą, co na niego leciała.
- I nic nie zauważyła?
- Nic… Zbyt dobrze grałam… - wzdycham. – Była u mnie ostatnio…
- Stało się coś?
- Mąż jej zagroził zabraniem syna. Bo się roztyła i nie dba o siebie…
- To nie jest powód do rozwodu.
- Dla niego tak. Znalazł sobie pewnie jakąś pannę na boku. Wiem co to za typ.
- I co zamierza?
- Pojechała się godzić. Chudnąć i ratować syna – Tom spogląda nerwowo na telefon.
- Zaraz wracam – odchodzi na drugi koniec portu.
                Ulżyło mi. Czuję się wolna. Nie dzielę tego ciężaru sama. Nie wiem co będzie dalej. Liczę, że mi powie.
- Słuchaj, jest jeszcze jedna sprawa – usiadł obok mnie kompletnie blady.
- Wszystko ok?
- Myślisz, że można wybaczyć kłamstwo? Takie, które prowadzi do upragnionego celu, ale jednak kłamstwo?
- Kłamstwo, to kłamstwo! – rzucam ostro. – Mam alergię na kłamców.
- To powinnaś dostać wysypki – mówi cicho.
- Nie jesteś psychologiem? – wytrzeszczam oczy.
- Jestem. Ale mało brakowało, a straciłbym uprawnienia.
- Co się stało?
- Kiedy wpadłem w alkoholizm…

~

Tom:

                Zacząłem chodzić na terapię. Ester zagroziła mi, że zabierze dzieci i wyjedzie. Nie mogłem pozwolić sobie na stratę najważniejszej rzeczy w życiu. Zacząłem chodzić na terapię. Musiałem to zrobić. Miałem za sobą próbę samobójczą…

- Tom! – Marthe łapie mnie za rękę i trzyma mocno. Zaraz przestanie mi współczuć, jak powiem jej o Tande…

                Chodziłem na spotkania raz w tygodniu. Pewnego dnia spotkałem w sklepie spożywczym, tym który tak dobrze znasz, pewnego gościa. Gapił się na twarogi z jakąś dziwną pustką w oczach…

- O Boże... Tom, proszę… Nie kończ….

                Ten człowiek był wrakiem. Jak ja. Powiedziałem mu, że zapisałem się na terapię. Alkoholika alkoholik pozna zawsze. I zaprosiłem ze sobą. Wiem, że wtedy uratowałem mu życie. Potem chodził do mnie na terapię. Ale jak się niedawno okazało, okłamał mnie. Nie powiedział wszystkiego… Od niedawna wznowiłem z nim terapię…

- To był Daniel – mówię słowa, które zaraz sprawią, że mnie znienawidzi.
- On o wszystkim wie, prawda?
- Tak. Chciałem znać obie wersje, żeby wiedzieć z czym mam do czynienia. Chciałem Ci pomóc – mówię, gdy wstaje i zaczyna łapać się za głowę.
- Okłamałeś mnie ty przebrzydła mendo!
- Dla Waszego dobra!
- Akurat! Złamałeś tajemnicę! Nie wolno Ci!
- Wiem. Ale przyznałaś się przed sobą, że nadal go kochasz!
- Gówno Cię to powinno obchodzić!
- On też Cię nadal kocha! – zamiera. Patrzy się tak okropnie pustym spojrzeniem.
- Nie chcę Cię znać! – krzyczy i biegnie w stronę wyjścia. Obracam się i widzę coś, co już dawno powinno się wydarzyć…

~

Daniel:

                Zapłakana Marthe wpada prosto w moje ramiona.
- Nie wyrywaj się! To ja! – przytulam ją na siłę do siebie. Tulę najmocniej jak się da. – Spokojnie, nie uciekaj.
- Oboje jesteście świniami! Wartymi siebie nawzajem! – nie ustępuje.
- Co miałem robić? Pozwolić Ci odejść?
- Tak! Zniszczyłeś mi życie! – w końcu na mnie spogląda.
- To działa w dwie strony.
- Pozwoliłeś mi uwierzyć, że jesteś inny!
- Bo się zmieniłem! Do cholery, żałuję, że tak powiedziałem. Chciałem żebyś została!
- Świetnie to okazałeś… - wyrywa się z moich objęć. Staje pół metra ode mnie i patrzy jak rozwścieczony byk na czerwoną płachtę.
- Bij, krzycz, kop, ale nie odchodź znowu. Daj nam szansę…
- Nie!
- Nie bądź upartym osłem! Kocham Cię!
- Będę uparta. Nie pozwolę Ci znowu wejść do mojego życia.
- Lepiej iść w picie, jasne. Albo beczenie. To umiesz najlepiej.
- Tobie też nieźle idzie wyrywanie panienek. Daj mi spokój – mówi i idzie. Nie wiem czy mam za nią biec? Przecież ona mnie nie chce. Zrobiłem z siebie idiotę.
- Musimy dać jej czas… - Tom podchodzi do mnie i staje obok.
- Spierdoliłem wszystko na amen.
- Nie mów tak. Przecież doskonale wiesz, że miała prawo tak zareagować. Potraktowałem ją nie fair.
- Wina też jest po mojej stronie. Ale i tak dzięki za telefon. Przynajmniej mogłem ją choć przez chwilę potrzymać w ramionach.
- Czemu ona jest taka uparta? Na siłę wszystko komplikuje. Zamiast powiedzieć, że Ciebie też kocha, to ucieka i udaje obrażoną.
- A jakbyś się czuł, jakby ktoś komu zaufałeś powiedział Ci, że osoba trzecia wie o wszystkim? Ucieszyłbyś się i zrobił huczną imprezę z confetti i szampanem na jego cześć?
- Kobiety są niezrozumiałe… - wzdycha. Chyba najlepsza odpowiedź.
- Zostanę tutaj. Idź do Ester i dzieciaków.
- Trzymaj się – poklepuje mnie przyjaźnie i odchodzi.
                Siadam na tej cholernej ławeczce i podkulam nogi. Co mi pozostało innego? Deszcz zaczyna padać w momencie. Od dawna było czuć w powietrzu, że coś nadejdzie. Zwykle deszcz oczyszcza atmosferę. Ale tutaj? Takiego gówna w jakie się wpakowaliśmy nie da się usunąć lekkim deszczykiem.
- Daniel? – słyszę ten delikatny głos. Tak kojący dla mojego ucha. Przez chwilę mam obawy, że to jakaś schizofrenia albo omamy. – Daniel, słyszysz mnie? – czuję dotyk jej dłoni na swoim ramieniu. Odchylam lekko głowę i widzę, że stoi nade mną. Przemoczona i totalnie rozmazana. Dotykam jej dłoni swoją i lekko gładzę kciukiem.
                Siada obok mnie i tak samo podkula nogi. Oboje wpatrujemy się przed siebie.
- Mówiłeś poważnie? – cieniutki głosik dociera do moich uszu.
- Z czym? – spoglądam na nią z niewyobrażalną czułością.
- Z tym, że…

- Kocham Cię – chwytam jej twarz w dłonie. – Wiem, że Ty mnie też. Spróbujmy, proszę – mam nadzieję, że mi wierzy. Patrzy na mnie, ale nie jest mi dane usłyszeć odpowiedzi…


*****

Po Wigilii epilog. Raczej na 99%. 
Przyznam się szczerze, że gdzieś zbyt mocno ostatnio zżyłam się z tą historią.
Ale to dobrze. To znaczy, że to było prawdziwe. Nawet jeśli to tylko wymysł wyobraźni.
Wesołych Świąt!

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. http://snowflakes-clung-to-his-mouth.blogspot.com
    Tematem głównym jest Daniel ale nie tylko. Może komuś podpasuje. Serdecznie zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Niech ta historia się nie kończy proszę. Potrzebuję jej. Pragnę Daniela zabawnego, skruszonego, złego.

    OdpowiedzUsuń