10 gru 2016

11. Kiedy dostajesz w mordę, zwykle musi być powód. A kiedy ten powód jest mocny, to najwyraźniej w mordę dostajesz równie mocno

Daniel:

- Bolało?
- Jak diabli. Zwijałem się z bólu.

- Wszystko w porządku? – Marthe przykucnęła obok mnie.
- Wybacz, ale nie zostanę tutaj. Poradzisz sobie – wstałem szybko i wyszedłem z restauracji.

- A ona?
- Nic. Kamień.

                Wróciłem do domu i od razu przyłożyłem sobie lód. I tak miałem jebitnego siniaka…

- Kiedy dostajesz w mordę, zwykle musi być powód. A kiedy ten powód jest mocny, to najwyraźniej w mordę dostajesz równie mocno.
- Ja dostałem naprawdę mocno.
- Ale należało Ci się…
- Wiem. Wiedziałem jakim skurwielem byłem.

                Kilka dni łaziłem z tym podbitym okiem. Było mi wstyd i widziałem kpinę w oczach tych ludzi, ale co mogłem zrobić? Należało mi się.

- Dzwoniła do Ciebie?
- Tak, zaraz po randce.
- Co czemu tego nie usłyszałem? – wzdycham ciężko.

- Jak się czujesz? – spytała z troską.
- Boli. Ale jak randka z mordobijcą? Ciebie nie uszkodził?
- Dla mnie jest cudowny. A Ty zasłużyłeś.
- Dzięki zołzo.
- Słuchaj… Lubię go.
- Domyśliłem się. Masz taki rozanielony głos…
- I chcę, żeby to się rozwijało.
- A Anders?
- Nie pomagasz…
- Słucham. W czym mogę więc pomóc?
- Wpadnę, co? Przez telefon średnio się gada – nie chciałem jej widzieć, ale wolałem to załatwić osobiście.
- Zapraszam.

- I co? Przyszła?
- Wolałbym, by nigdy tego nie zrobiła…
- Nie mogło być aż tak źle.
- Jakbyś się czuł, gdyby Ester była nią i nagle wyjechałaby z jakimś Felixem?
- Srak. Dobrze wiesz jak…

                Przyjechała. Z flaszką. No bo jakżeby inaczej.
- Będziemy świętować zaręczyny?
- Nie. To dla Ciebie.
- Żebym jeszcze więcej pił?
- Nie. W podzięce – podeszła do mnie i pocałowała w policzek.
- Za co? – skrzywiłem się. Nie chciałem wódki. Nie chciałem pożegnania. Bo to było pożegnanie.
- Za wszystko. Nie wiesz jak bardzo mi pomogłeś. Wydobyłeś mnie z tego dna, w którym siedziałam.
- Nie mów tak. Sama  być wyszła z tego.
- Nie bez Ciebie.
- To jak już przyniosłaś, to siadaj.
- Nie powinnam…
- Siadaj i nie marudź…

- I co? Upiłeś ją i zaciągnąłeś do łóżka?
- Debil…

                Zasnęła po kilku kieliszkach. Położyłem ją do mojego łóżka, a sam spałem na sofie. Rano wstałem i jej już nie było. Za to na wysepce leżał stos kanapek i karteczka z napisem „dziękuję :*”…
                Wtedy poczułem, że ją straciłem. Ona nigdy nie będzie należeć do mnie. Postanowiłem żyć dalej.

- Dalej to znaczy wrócić do starych nawyków?
- Tak. No bo skoro dziewczyna, dla której chciałem się zmienić mnie nie chce, to jaki sens ma bycie dalej „zmienionym”.
 - Może taki, że mogła uważać Cię za fajnego gościa?
- Za późno.

                Znalazłem jakąś loszkę na tym cholernym profilu i umówiłem się z nią wieczorem. Wystroiłem się jak pojebany i podjechałem pod nią taksówką. Przywitałem ją buziakiem w policzek. Nie rozmawialiśmy dużo. Obojgu nam chodziło o to samo. Wspominała, że właśnie rozstała się z chłopakiem i nie potrzebuje czegoś stałego.
               
- A opowiadasz mi to bo?
- Bądź cierpliwy… - patrzę na niego wyczekująco.

                Weszliśmy do klubu i kto na środku?! Marthe i Felix w objęciach. Myślałem, że się zaraz popłaczę. Zaciągnąłem towarzyszkę do baru i zamówiłem nam dwie kolejki wódki.
- Już? Tak na dzień dobry?
- A co? Potrzebujesz rozmowy wstępnej i udawania, że chcemy czegoś głębszego z tego wyjścia?
- Chyba się rozumiemy – dodała. Walnęliśmy po kolejce i potem drugą.
- Jestem gotowy do zabawy, a Ty?
- Oczywiście – wyciągnąłem ją szarpnięciem na parkiet.

- Tande w natarciu…
- To wcale nie jest śmieszne.
- Masz rację. To jest żałosne.

                Patrzyłem jak wiruje z nim w tańcu. Jak ją obłapuje, kręci, pozwala się w siebie wtulać… A ja szarpałem dziewczynę, z którą przyszedłem po całym parkiecie.

- Jak miała na imię?
- Nie pamiętam… Chyba nawet nie zapamiętałem – spuściłem głowę. Jest mi wstyd.

- Przepraszam, nie mogę – powiedziałem w końcu.
- Czego nie możesz?
- Nie mogę tu być. Nie z Tobą.
- Wiesz, co? Może Ci to wyjdzie na zdrowie – odsunęła się i walnęła mi z liścia. Od razu wylądowałem na środku sali. Wszyscy się na mnie gapili. Nawet Marthe.

- Co było dalej?
- Wybiegłem i zamówiłem taksówkę do domu.

                Wróciłem do mieszkania i musiałem odreagować. Miałem w szafie worek treningowy. Wyciągnąłem go i powiesiłem na haku w salonie. Od razu mi ulżyło, jak walnąłem kilka razy. Po chwili opadłem na podłogę ze zmęczenia. Gapiłem się przed siebie dobra chwilę. Ale usłyszałem dzwonek do drzwi.

~

Marthe:

- Dlaczego tutaj? – usiedliśmy w porcie.
- Wydaje mi się, że to miejsce będzie odpowiednie…
- Do czego?
- Sama dobrze wiesz…

                Widziałam jak dostał w mordę od tej laski. Pomyślałam „dobierał się do niej, to dostał w mordę”. On wyszedł bez słowa i tyle go widziałam. Już nie potrafiłam się bawić tak dobrze. Miałam wyrzuty sumienia „może widział mnie z Felixem? Ale dlaczego tak się zachował?”. Miałam mętlik w głowie.
- Boli mnie głowa... Nie mam ochoty tu zostać… - powiedziałam brunetowi.
- Może odwiozę Cię do domu?
- Nie. Muszę coś załatwić. Chyba mocno mnie to gryzie.
- Jesteś pewna? – chwycił mój podbródek.
- Tak.
- Zbieramy się więc – uśmiechnął się serdecznie.

- Dokąd pojechałaś?
- Do Tande. Musiałam się upewnić, że nic mu nie jest…

                Stałam pod drzwiami jak idiotka. On nie otwierał i bałam się, że naprawdę coś mu się stało. Ale po chwili usłyszałam kroki.
- Marthe? – jego zdziwienie było komiczne.
- Ja. Mogę wejść? – spytałam. Wpuścił mnie. Wodził za mną wzrokiem i czekał co zrobię.
- Co się dzieje? – stanął w progu kuchni i oglądał jak wyciągam lód z zamrażalki.
- Przyłóż to, jeśli nie chcesz mieć siniaka – podałam mu pudełko lodów.
- Gdzie Felix? – spytał niepewnie. Usiadłam obok niego i spoglądałam na worek treningowy.
- Przywiózł mnie tutaj…
- Nie chciałaś zostać z nim w klubie?
- Nie mogłam. Nie wiedziałam co z Tobą… - wahałam się spoglądać na niego. Ale nie mogłam się opanować.
- Pewnie myślisz, że się do niej przystawiałem…
- Przez chwilę tak myślałam. Ale gdyby tak było, to byś się roześmiał i poszedł szukać dalej. A Ty wracasz do mieszkania i bijesz w worek…
- Czego chcesz? – spytał zły.
- Sama nie wiem.
- To nie zawracaj mi dupy. Żyję i wszystko ze mną ok. Jedź do niego… - prychnął. Zagotowało się we mnie.
- Najłatwiej tak! Zachowywać się jak fiut, a potem jeszcze mieć pretensje, że człowiek się przejmuje! – wstałam i wrzeszczałam nad nim.
- Bo przecież to wokół Ciebie wszystko się kręciło!
- Już nie! Teraz Ty mnie brawurowo zastępujesz! – patrzyliśmy się na siebie. Nie wiem kiedy wszystko się zaczęło toczyć własnym życiem…

- To i tak musiało się wydarzyć.
- Nie chciałam… - podkuliłam nogi.
- Chciałaś.
- Nie!
- Nie kłam. Marzyłaś o tym…

                Wstał i gwałtownie mnie do siebie przygarnął. Wpił się w moje wargi z taką intensywnością, że je miażdżył. Przytrzymał mi głowę i całował coraz zachłanniej. Usiadł na sofie, a ja na jego kolanach. Pozwoliłam moim dłoniom błądzić po jego włosach.
                Odsunęłam się na moment, by złapać oddech. Dotknęłam opuszkami palców zaczerwienienia na jego policzku. On obserwował każdy mój ruch, nie spuszczał ze mnie wzroku. Nigdy, żaden facet tak na mnie nie patrzył.
- Pragnę Cię, Marthe – wyszeptał przy moich ustach.
                Pozwoliłam mu znowu przejąć nade mną kontrolę. Jego niecierpliwe dłonie wsunęły się zgrabnie pod moją koszulę. Wiedziałam, że ma w tym wprawę, ale miałam wrażenie, że pyta mnie o przyzwolenie na każdy ruch. Zdawał sobie chyba sprawę, że dla mnie to nowość. Moje ciało wręcz błagało o to, by nigdy nie przestawał.
                Zachłanne palce podwinęły moją koszulę w górę. Niecierpliwił się. Guziki przeszkadzały w prawnym pozbyciu się krwistoczerwonego materiału. Pomogłam mu i odpinałam je razem z nim. Do tej pory pamiętam ten zadowolony uśmiech. Sama się śmiałam. Endorfiny i podniecenie opanowały całe moje ogromne ciało.
                Gdy wygrał walkę z koszulą, ja pomogłam mu z jego koszulką. Mnie poszło szybciej. Potem już nie pamiętam co się działo dokładnie. Owinęłam nogi wokół jego bioder i wstał ze mną. Do tej pory nie rozumiem, jak takie chuchro podniosło takiego świniaka jak ja…

- Marthe… Załamujesz mnie.
- Ja nie wiem, jak to się stało. Wiem, że byłam tylko kolejną ofiarą, przygodą…
- To już koniec? – wzdycham ciężko.
- Czuję się jakbym czytała niewidomemu sceny erotyczne z książki…
- Chodzi mi o Twoje uczucia. Nie to jak się ze sobą przespaliście…


                 W sypialni poszło gładko. Nasze ubrania wędrowały po całym pokoju i do rana musiały żyć swoim życiem. Był czuły. I taki kochany. Nie zrobił nic wbrew mnie i sobie. Tą jedną noc czułam się kochana i czegoś warta. Obchodził się ze mną tak delikatnie…Poczułam się najlepiej na świecie…


*****

Już prawie koniec. Chcę się wyrobić z publikowaniem do świąt. 
Czytając tą historię po 3 miesiącach, wszystko widzę inaczej. Lepiej.
Do następnego ;)

4 komentarze:

  1. Anonimowy4:43 PM

    Czekam z niecierpliwością ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anonimowy4:11 PM

    Byłam pewna, że już napisałam tu komentarz, a tu taka niespodzianka... Więc zacznę od tego, że bardzo mi miło z powodu nowego rozdziału. Skoro chcesz skończyć do świąt? to chyba zbliżamy się do końca. To już mniej mi się podoba, ale przynajmniej poznam całą historię. Tutaj dotarliśmy do punktu, na który już dość długo czekałam... Trochę się porobiło i teraz pytanie, co będzie dalej? Dlatego niecierpliwie czekam, co wymyślisz dalej i mam nadzieję, że moment w którym się dowiem nastanie dość szybko. ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak mało jest teraz opowiadań rowijających się w neutralnym tempie. Nie kończących się seksem na drugim rozdziale. Niesmowicie wciągnęłaś mnie w ten świat. Od dwóch dni chodzę i myślę co będzie dalej. Oby tak dalej. Powodzenia i dziękuję.

    OdpowiedzUsuń