Marthe:
Szykowałam swoją najlepszą sukienkę. W
zasadnie jedyną jaką miałam. Zieloną. Doskonale pamiętam ten zgniło-zielony
kolor. Był obrzydliwy.
- W tym chcesz iść?! – rodziców nie było w
domu, a brat poszedł do kolegi. Więc zaprosiłam Daniela do siebie do domu.
Nawet pamiętam jak sprzątałam w pośpiechu sypialnię, żeby nie pomyślał, że ma
do czynienia z bałaganiarską grubaską.
- A co Ci się nie podoba? To nie z Tobą się
spotykam – warknęłam.
- Jeśli ma coś z tego być, to musisz zmienić
ton złotko. Faceci nie chcą na pierwszej randce użerać się z histeryczką.
- Ty pewnie wolisz tanie dziwki, które na
jedno skinienie paluszkiem ładują Ci się nagie do łóżka… - prychnęłam wsuwając
na nogi szpilki.
- Skąd w Tobie tyle jadu? – nie pogniewał
się. Wręcz był rozanielony.
- Życie – poprawiłam włosy i obróciłam się w
jego stronę. – I jak?
- No no…
- Spodobało
mu się? – Tom dzisiaj miał dla mnie jedynie 25 minut. Starałam się mówić
zwięźle, choć średnio mi się udawało.
- Nie wiem.
Ja go nigdy nie rozumiałam. Otaksował mnie wzrokiem z góry na dół i tyle.
- Nic
więcej? – zdziwił się.
- Nie.
Nałożył mi płaszcz i otworzył drzwi od sypialni.
Chwilę jechaliśmy tym jego mercedesem. W
zasadzie im bliżej restauracji, tym byłam bardziej zestresowana. Z jego opisu
wynikało, że facet jest genialny. Sama nie byłam tak optymistycznie nastawiona.
- Co z nim było nie tak? –
jak na tak krótką wizytę, Tom strasznie dużo zadaje pytań…
- Nie wiem sama. Nie podszedł mi. Nie, że byłam jakoś nastawiona na
nie…
- Ale?
- Ale czułam niepokój. Kto chodzi na randki…
- W tych czasach każdy – mówi, jakby to było całkiem normalne. Patrzę
na niego krzywo. – No co?! Oczekujesz, że przytaknę Ci i powiem, że to nie
Twoja wina? Że nastawienie miałaś prawidłowe? – nastrój zmienił mu się o 180°.
- Tom? – mam ochotę wyjść.
- Chodźmy stąd! – wstaje gwałtownie i bierze z fotela swoją skórzaną
kurtkę, którą pewnie rzucił pewnie po przyjściu do pracy.
- Dokąd? – otwiera mi drzwi, czym wywołuje konsternację na twarzy
Sitny i pozostałych pacjentów.
- Nie wracam już dzisiaj. Przepraszam państwa bardzo, ale sprawy
rodzinne – mówi sucho. Zabieram pośpiesznie płaszcz i ubieram się na korytarzu.
Nie idę z nim. Stoję nadal na środku korytarza.
- Co mu jest? – pyta mnie jego asystentka.
- Sama nie wiem. Kazał mi wstać i wyjść – skłamałam.
- Za tydzień następna? – dopytuje znad brązowego notesiku. Kiwam głową
i wychodzę.
Schodzę na sam
dół i widzę, że Tom czeka niecierpliwie w swoim samochodzie obok mojego.
Wsiadam na miejsce pasażera i nagle zalewa mnie wściekłość.
- Co ty sobie wyobrażasz?! – krzyczę.
- Nie mogę się tam skupić.
- I tyle? Odwołałeś cztery kolejne wizyty, bo nie mogłeś się skupić?!
- Uspokój się! – chwilę później jesteśmy już na drodze w kierunku
centrum.
- Dokąd jedziemy?
- Tam, gdzie będzie Ci łatwiej myśleć – prycha. Już wiem co mnie
czeka…
W samochodzie cały czas poprawiałam nerwowo
sukienkę. Czułam się skrępowana wzrokiem
Tande, który ciągle na mnie zerkał. Albo raczej na moje kolano. Modliłam się,
by już iść na tą przeklętą randkę.
Zatrzymaliśmy
się na parkingu dla gości. Poczułam ścisk w gardle. Jakby mi ktoś je związał.
Popatrzyłam na niego nerwowo.
- Tu masz słuchawkę – trzymał w
rękach coś małego. Podał mi i wskazał na ucho. Włożyłam i od razu poczułam się
jak potencjalna zasadzka na gwałciciela. – A to jest mikrofon – mały mikrofonik
z krótkim kabelkiem tkwił między jego
palcami.
- Nie wsadzisz mi tego! –
prychnęłam.
- Daj spokój. To dla twojego
dobra!
- Skąd to wziąłeś?! Powiedz o
tym lepiej cwaniaczku! – skrzyżowałam ręce na piersi i popatrzyłam groźnie.
- Mam kolegę w wojsku – wzruszył
lekko ramionami.
- Nie ma mowy! – warknęłam, gdy
zbliżył do mnie swoje chude łapska.
- Posłuchaj złotko. Tam –
wskazał na gościa w czarnym płaszczu wchodzącego do budynku. – idzie twój
potencjalny chłopak. Lubi punktualne – dodał. Pokręciłam oczami. – Grzeczna
dziewczynka – uśmiecha się szyderczo. Jego szczupłe palce mimowolnie
zanurkowały między moimi piersiami.
- Jak się czułaś, gdy Cię dotykał? – Co to kuźwa za pytanie? Serio?
Skrzywiam się.
- Nie jestem ofiarą gwałtu, pragnę zauważyć – chrząkam.
- Wiesz, że chodziło mi o to, czy chciałaś tego, czy nie.
- Sama nie wiem… - wyglądam przed szybę. Mijane domy są o wiele
ciekawsze niż świdrujący wzrok Toma.
- Proste pytanie – skręca w lewo i po chwili jesteśmy na tym samym
parkingu co wtedy.
- Masz ciekawe metody…
- Już to gdzieś słyszałem.
- Pomogłeś kiedyś komuś? – parkuje prawie pod wejściem.
- No zdarzyło się raz czy dwa – prycha. Wyłącza silnik. – Miałem
kiedyś pacjenta.
- Ciekawe… - prycham.
- Podobny przypadek.
- Chyba nie wolno Ci rozmawiać ze mną o innych.
- Nie. Ale jemu udało się pomóc. Chcę i Tobie.
- Podobało – wzdycham i odpowiadam po dłuższej chwili.
Otworzył mi drzwi i podał dłoń. Cały czas
dygotałam po spotkaniu jego palców z moimi piersiami.
- Powiedz coś – wskazał na
mikrofon.
- Tande to głupi wieśniak –
uśmiechnął się chytrze.
- Wszystko działa jak należy –
wcale mnie to nie pocieszało. Poprosił bym weszła pierwsza i szukała niskiego
rudzielca. U nas w kraju to rzadkość w sumie, więc od razu skierowałam się w
stronę nieznajomego.
- Cześć – powiedziałam cicho. –
Ty pewnie jesteś… - i wtedy spaliłam się ze wstydu.
- Nie spytałaś o imię –
bezczelnie chichra się pod nosem.
- Wypadło mi to z głowy… -
czuję, że pieką mnie poliki.
- A Daniel?
- Zrobił swoje. Jak to on.
- Einar… - jego wysoki głos
spadł mi jak z nieba.
- Einar! Bardzo mi miło –
uśmiechnęłam się nieudolnie. Wtedy już wiedziałam, że to będzie katastrofa.
- Po czym to poznałaś? – patrzę na niego jak na idiotę.
- Nigdy nie byłeś na kiepskiej randce? – patrzę spode łba.
- Nie. Z żoną układało nam się od pierwszej randki – wzdycham. Tylko
ja mam takie problemy.
- Co było dalej?
Zamówiliśmy
coś. Wybacz, ale nie pamiętam co… Parzyliśmy na siebie i kompletnie nie
wiedziałam co robić.
- Spytaj o chomika – usłyszałam
w słuchawce. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam szybko na Tande.
- Wszystko w porządku? – spytał
Einar.
- Tak. Jak chomik? – nie
wierzyłam, że to mówiłam.
- Już lepiej. Dostała ostatnią
partię zastrzyków i mam nadzieję, że jej przejdzie – kiedy mówił o tym, to
poczułam się dziwnie. Nigdy nikt nie siedział przede mną i nie rozmawiał o
chomiku jak o najważniejszej osobie w moim życiu.
- A co u cioci? Mówiłaś, że
miała wyjść dzisiaj ze szpitala – poczerwieniałam. Miałam ochotę zabić Tande.
- Z ciocią wszystko dobrze.
Zawiozłaś ją do domu, zrobiłaś rosołek i ledwo zdążyłaś, ale zdążyłaś… - cichy
szept Tande rozniósł się w mojej głowie. Próbowałam zachować naturalność, ale
to był pierwszy raz kiedy miałam coś takiego na sobie i to nie było przyjemne.
- Na wszystkich randkach to miałaś?
- Nie.
- Nie? – podniósł zaskoczony brew.
- Na kilku jeszcze.
- Ale była jakaś bez?
- Miało być chronologicznie więc się zamknij! – warknęłam.
Pozwoliłam się odwieźć pod dom. Ale to był
beznadziejny pomysł. Dawno nie byłam taka zesztywniała. Nawet nie miałam ochoty
rzucać pustego „do zobaczenia”. Było „cześć” i wysiadłam. Gdy koleś odjechał,
zaraz pojawił się na podjeździe mercedes Daniela.
- Urwę Ci jaja! – warknęłam, gdy
tylko wysiadł.
- Złotko, ale przecież mówiłem
Ci, że musisz się wyluzować! – okładałam jego klatkę pięściami.
- Coś mu naopowiadał, chamie
przebrzydły?!
- Nic.
- Skąd go znałeś? – wtedy nie
znałam prawdy.
- Znajomy. Tyle. Spotkałem w
mieście i spytałem, czy nie chce poznać super cziki.
- Zaraz ja Ci obiję super mordę!
- Idź do domu i ochłoń – chwycił
mnie za ramiona.
- Och… Nie mam po czym. Zupełnie
- prychnęłam
- Nalegam – uśmiechnął się
szeroko. – Do jutra – objął mnie i po chwili się wycofał. Czułam się
skrępowana…
- Co było dalej? – denerwuje mnie to pytanie. Już sama sobie je
zadaję, kiedy próbuję poskładać wspomnienia.
- Weszłam do domu.
- Co powiedzieli rodzice?
- Zrobili mi ostrą awanturę. Jak zwykle – prycham.
- Opowiedz – wywracam oczami.
- Nie chcę.
- Nalegam – mina nie zdradza nic. Wręcz mam wrażenie, że gówno go to
obchodzi.
- Gdzie byłaś?! – komitet powitalny siedział w na kanapie w salonie.
Ściągnęłam buty i chciałam ich minąć bez słowa, ale twarda ręka mamy znalazła
się na moim ramieniu.
- Na kolacji. W restauracji –
westchnęłam. Popatrzyłam jej w oczy i zobaczyłam obcą kobietę. Mama była…
Zmartwiona.
- Z kim?
- Ze znajomym.
- Ty masz znajomych?!
- Mam!
- Jak się poznaliście? – tata
próbował ją nieudolnie odciągnąć.
- W necie. Jeszcze jakieś
pytanie? Z góry mówię, że z nim nie spałam.
- Nigdy więcej nie waż się
wychodzić!
- Mam 22 lata i będę robić co mi
się podoba. Nie chcę zostać starą panną do końca życia.
- Jak ty się odnosisz do swojej
ma… - zaczęła krzyczeć i spodziewałam się policzka.
- Daj spokój – tata wyjątkowo
włączył się do konwersacji. Przytrzymał mamę i kiwnął mi, żebym szła do siebie.
- Tyle? – Tom najwyraźniej jest zdziwiony całą sytuacją.
- Stanęłam na klatce i przysłuchiwałam się ich rozmowie. Tata
wyjątkowo był spokojny i tłumaczył mamie, że dobrze, że wychodzę.
- I tak po prostu?!
- Sama w to nie wierzyłam… - pokręciłam głową. Tom spojrzał przed
siebie i po dłuższej chwili wydobył z siebie przeciągłe westchnięcie.
- Skąd to westchnięcie?
- Po prostu układam to sobie w głowie.
- To wszystko działo się tak szybko… Ja wciągnęłam się w tą sprawę z
bezsilności… - w końcu wypalam.
- Wiesz… Mówią, że jeśli kiedykolwiek narzekałaś na swoje życie, to
wiedz, ze możesz z czasem pożałować, gdy nabierze zbyt dużego tempa…
- Teraz to wiem Tom…
- Jedziemy – powiedział, po czym ruszył w stronę parkingu pod
gabinetem.
~
Daniel:
Dobija mnie to
wszystko. Gapienie się w okno i oglądanie szczęśliwych ludzi, chodzących po
mieście, trzymających się za ręce, uśmiechniętych… Przecież sam wszystko
zepsułem…
Przeczesuję swoją
niezmienną, od nie wiadomo jak długo, fryzurę i wzdycham. Brakuje mi jej. Jej
śmiechu, jej wrzasków, jej spojrzenia… Te oczy. Oczy, które mną zawładnęły i
nie mogłem się uwolnić.
Mój telefon
próbuje mi dać znać, że ktoś oczekuje rozmowy. Nie mam ochoty rozmawiać.
Spoglądam na wyświetlacz i widzę nieudolnie zrobione z nudów zdjęcie Toma u
niego w gabinecie, podczas gdy próbował odpalić papierosa.
- Tak? – spodziewam się kolejnej opowieści.
- Wracam z pracy. Masz czas?
- Wpadaj – rzucam i się rozłączam.
Spoglądam za siebie i błyskawicznie sprzątam ten
cholerny bałagan. Matka by mnie zabiła za to. Od kiedy wszystko się posypało,
nie mam ochoty do życia.
Kilka minut później słyszę dzwonek. Odrywam swój
wzrok od tego cholernego okna i otwieram drzwi Tomowi.
- Co dzisiaj ciekawego robiłeś? – zaskakuje mnie tym pytaniem. Wodzę
za nim pytającym wzrokiem. Nie pyta się czy może wejść. Idzie prosto do salonu
i siada w fotelu.
- Chory jesteś? – rzuciłem. Opieram się łokciem o półkę nad kominkiem.
- Opowiedziała mi dzisiaj randkę.
- O Boże… - wzdycham ciężko. Do tej pory mam wrzody na żołądku.
- Chciałeś się do niej dobrać wtedy? – Tom lustruje mnie wzrokiem.
- Nie. Ale nie powiem, że nie podobało mi się. Ja wcześniej nie
patrzyłem na nią w ten sposób.
- Co się zmieniło?
- Ja… Ja ją dokładnie poznałem. I odkryłem, że to najwspanialsza
dziewczyna na świecie…
Kiedy tylko wróciłem do mieszkania, musiałem
odreagować. Walnąłem dobrą szklankę Whisky i usiadłem w fotelu. Przeżywałem traumę. Ta dziewczyna
była najdziwniejsza istotą, jaką spotkałem. Nie potrafiła kompletnie się
odnaleźć w rzeczywistości, w której przyszło jej żyć. Byłem… Zszokowany. Co ja
robiłem? Po co pakowałem się w tą chorą sytuację? Przecież wiedziałem, że nie
dam rady jej pomóc. To nie miało sensu.
Wziąłem
szybki prysznic, dla otrzeźwienia i włączyłem komputer. Zalogowałem się na jej
konto i szukałem kolejnego chętnego na szybką randkę faceta. Zajęło mi to parę
godzin, ale się udało. Około 3 nad ranem umówiłem ją z niejakim Axelem…
*****
Cześć!
Na wstępie przepraszam za nieobecność na Waszych blogach :(
Obiecuję, że jak skończy się ten zapierdziel, to przeczytam wszystko i skomentuję.
OBIECUJĘ!!
Nie mam czasu na nic.
Nawet na poprawienie tego powyżej (rozdział napisałam to wcześniej, żeby uściślić)
Jeszcze raz przepraszam :((
Niech już będą wakacje...
Do zobaczenia w weekend majowy :D
Buziaki :*